Strona 1 z 1

Ciemna strona szczęścia [za: S.Klein, Formuła szczęścia]

: wt 19 sty 2021 9:54
autor: Janina
Czasami stajemy się igraszką przyjemnych uczuć. A że radość z dopiero co kupionej sukienki nie trwa długo, przy najbliższej okazji dokupujemy sobie do niej klapki Prady. Cóż, akurat była przecena – trudno nie skorzystać z takiej okazji, nawet jeśli były o pół numeru za duże. A potem dziwimy się, że grozi nam debet. Co ciekawe, dotyczy to również wielu ludzi, którzy całkiem dobrze zarabiają. Przyjemności są takie ulotne. Na dodatek, aby je sobie zapewnić, zwalczamy przesyt. Po furze frytek nie obędzie się bez słusznej porcji tortu, i w konsekwencji możemy sobie darować zaplanowaną dietę.
Pragnienia mogą się usamodzielnić. A co się wtedy dzieje – zademonstrował w 1954 roku, w legendarnym już dzisiaj eksperymencie, kanadyjski neurolog James Olds. Wsunął szczurom cienką elektrodę do podwzgórza, owego rejonu w śródmózgowiu wywołującego pożądanie. Następnie podłączył do okienka drut, przy użyciu którego zwierzęta same porażały się niewielkimi ładunkami – stymulując w ten sposób właściwe centrum mózgu. Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania. Niewiele czasu musiało minąć, aby szczury nie odchodziły od okienka ani na krok. Zapomniały o całym bożym świecie i tylko naciskały dźwignię. Olds zarejestrował do 6000 autostymulacji na godzinę. Ku jego zdumieniu okazało się, że seks już nie odgrywa dla szczurów żadnej roli, co więcej – nawet nie myślą o jedzeniu i piciu. Ryzykowały życiem za odrobinę szczęścia! Olds wyłączył po kilku dniach stymulator – tylko dzięki temu szczury przeżyły!
Ale co pchało je do samozagłady? Naciśnięcie dźwigni powodowało wzrost ich systemu oczekiwania, a w konsekwencji zalanie mózgu dopaminą. Przekaźnik ten sygnalizuje, że w perspektywie czeka nagroda i uaktywnia wszelkie funkcje ciała, żeby tylko ją dostać. Dopamina sprawia przede wszystkim, że mózg zapisuje sytuacje jako pozytywne. A jest przecież zaprogramowany na powtarzanie. Tak więc jeśli pszczoła znalazła pełne nektaru kwiaty, które spowodowały wydzielanie się dopaminy, będzie do nich chętnie wracała. W przypadku szczurów Oldsa tę rolę pełniła dźwignia. Szczury nie potrafiły robić już nic innego prócz jej uaktywniania – przy czym za każdym razem wzmacniały zaprogramowanie, w tym samym i pożądanie.
Eksperyment Oldsa ukazuje błędne koło przyjemnych uczuć. Jeśli bodziec powtórnie uruchamia pragnienia – zmienia się sposób funkcjonowania części mózgu, a im częściej się pojawia, tym mniej je kontrolujemy. W końcu to pragnienia przejmują nad nami kontrolę, co prowadzi m.in. do zaniku poczucia rzeczywistości. Nowozelandczyk John Reynolds udowodnił niedawno, jak pod wpływem dopaminy zmieniają się połączenia w mózgu. Użył do tego podobnej metody, jaką zastosował James Olds. Już dziesięć minut po pierwszym naciśnięciu dźwigni zmieniła się siła sprzężenia neuronów w śródmózgowiu szczurów, które sterują zewnętrznymi czynnościami. Rozpoczął się program szczęścia.

Napęd bez celu
Jeśli coś się nadaje do wielorakiego zastosowania – nietrudno jest tego nadużywać. Tak samo przedstawia się sprawa z naszymi połączeniami mózgowymi na szczęście. Potrafią zawładnąć naszą osobowością tylko dlatego że są tak różnorodne i łatwo się przystosowują. Wbrew pozorom, nie mamy osobnych połączeń na pożywienie, miłość czy społeczne uznanie. Jesteśmy wyposażeni w wielofunkcyjny system pożądania. Jeden jedyny mechanizm każe nam pragnąć i ukierunkowuje nas na cel życzeń – i to obojętnie jaki. W tym tkwi siła tego programu, ale zarazem i niebezpieczeństwo.
Jeśli chodzi o badania nad nim – mamy co nieco do zawdzięczenia szczurom. Jeszcze raz podłączono im elektrody do podwzgórza – tym razem, aby zorientować się, jak pośrednio szczęście wpływa na ich zachowanie. Gdy tylko pobudzono połączenia mózgowe na pożądanie, zwierzęta stały się bardzo aktywne. Ale na co miały skierować swój zapał? Ponieważ pożądanie było wywołane sztucznie przez stymulację mózgu, nie miało żadnego celu. A więc szukano jakiegoś celu. Szczury robiły wszystko, co tylko szczur potrafi robić: jeść, pić, węszyć, gryźć, czyścić się, kopulować, przenosić rzeczy z miejsca na miejsce, zabijać muszy, nosić młode z gniazda do gniazda.
Wydawało się, że nie odgrywa żadnej roli to, co robiły zwierzęta, że chodzi tylko o to, by coś w ogóle zostało zrobione. Gdy elektrycznie stymulowanemu szczurowi, który chciał właśnie jeść, zabrano jedzenie – biegł do butelki z wodą i pił. Kiedy zabrano wodę – szczur szukał sobie partnera do kopulacji. Te dziwne zachowania zaszły nawet tak daleko, że szczury, które chciały się napić, ale stwierdziły, że woda z butelko została przelana do miseczki – odstępowały od swojego zamiaru i w zamian na przykład jadły. A im więcej dopaminy krążyło w mózgu, tym bardziej zmieniały się czynności, w których sztuczne pobudzenie szukało ujścia. Tak więc badacze obserwowali samą esencję pracy. Praca liczyła się ponad wszystko, natomiast jej cel był zupełnie nieistotny.
Można to wytłumaczyć sposobem funkcjonowania mechanizmów na pożądanie. Zadaniem dopaminy, najważniejszego przekaźnika w tym systemie, nie jest wcale przekazywanie określonej informacji, ale przede wszystkim przygotowanie neuronów do odbierania wiadomości, a tym samym ustalenie sposobu, w jaki organizm reaguje na świat. Tak więc uczucia, które właśnie przeważają, zostają tym samym wzmocnione. Głodny szczur z jeszcze większym zapałem będzie szukał pożywienia, a najedzony, którego system dopaminy jest stymulowany, zrobi wszystko, co mu się zaproponuje.
Tak samo dzieje się u ludzi. Pożądanie jest najlepszym środkiem na nudę – poprawia nastrój, a jak się je zrealizuje, tym bardziej. I nie jest ważne, co to takiego było. Wymarzona sukienka, złota karta kredytowa, przewodnictwo komitetu rodzicielskiego – te wszystkie pragnienia nadają się, aby napędzać maszynę szczęścia. Liczy się wewnętrzny stan pragnienia, coś w rodzaju przedsmaku triumfu. Gotowi jesteśmy dać za to prawie wszystko.

Zasada Las Vegas
Gdy się czerpie z czegoś przyjemność, to przy pewnych skłonnościach można się od tego uzależnić i to zarówno od jedzenia, sportu, jak i pragnienia zwycięstwa. Do takich wymuszonych sposobów zachowań dochodzi się w podobny sposób.
Na przykład hazard – nadzieja na nagrodę finansową powoduje chorobliwe cieszenie się naprzód. Dopamina uderza do głowy jak wino, kiedy tylko w salonie gier automat grzechocze monetami czy też inny gracz zgarnia pieniądze, „na całym ciele czuje się mrowienie” – zauważył Fiodor Dostojewski, który cały swój majątek przegrał w ruletkę. Wystarczy dźwięk kilku monet, aby w Las Vegas tłumy, wydawałoby się rozsądnych ludzi, kompletnie traciły głowy. Tkwią godzinami przed blaszaną skrzynką i jak roboty – dwa do trzech razy na minutę ciągną dźwignię w nadziei, że wkrótce może i u nich zadzwoni. Zupełnie jak szczury w laboratorium, którym wolno się pobudzać przez naciśnięcie dźwigni. Cóż, procesy zachodzące w mózgach szczurów i ludzi są w końcu bardzo podobne.
Brzęczenie automatu na nowo wyzwala dopaminę. Za każdym razem wzmacnia się w mózgu połączenie „dźwigni” z „przyjemnym uczuciem”, a wraz z nim przymus ponownego szarpnięcia za rękę bandyty – identycznie z eksperymentem ze szczurami. Oczywiście automaty wypluwają w sumie znacznie mniej pieniędzy, niż wrzucili grający, ale przecież nie widzi tego system oczekiwania w mózgu graczy.
Psychiatra – Hans Breiter z Harvardu – pokazał, że jak się gra, ślepo wierząc w wygraną, aktywne stają się te same połączenia w mózgu co u nałogowców (nawet u osób biorących udział w doświadczeniu, które nie są uzależnione). Kto gra okazyjnie, różni się tylko tym od hazardzisty, że panuje nad zachowaniem się własnego systemu oczekiwania.

Re: Ciemna strona szczęścia [za: S.Klein, Formuła szczęścia]

: wt 19 sty 2021 10:25
autor: Janina
Szczęście prowadzące do amoku
To, że nałóg, obojętnie jakiego rodzaju, posługuje się mechanizmami, które na co dzień są odpowiedzialne za uczenie się i przedsmak szczęścia, a tym samym są niezbędne do życia, jest zapewne najbardziej irytujące w badaniu przyjemnych uczuć. I właśnie dlatego badanie nałogów pozwala zajrzeć również w duszę zdrowych osób. Nałóg to w końcu tylko wpadka podczas poszukiwania szczęścia.
Ewolucja nie zabezpieczyła nas należycie przeciwko takiemu samookaleczaniu się – nie mogła w końcu przewidzieć tak odległej przyszłości. Przed 100 milionami lat, gdy wiele z naszych dzisiejszych wzorów zachowań zostało ustalonych w genach – nie dało się przewidzieć, że naczelne będą kiedyś uzależnione od alkoholu, kasyn czy kokainy. Jeszcze dziesięć generacji temu, gdy szalały klęski żywiołowe i nie zapowiadała się technizacja rolnictwa, kto mógł wiedzieć, że uzależnienie od tłuszczu stanie się poważnym problemem zdrowotnym.
Uzależnienie to taki rodzaj pożądania, który decyduje za nas, co będziemy robić. To tak, jakby statek samodzielnie decydował, gdzie popłynie, a kapitan nie potrafił się temu przeciwstawić.
Można wywodzić istotę siedmiu grzechów głównych od nadmiernego dążenia do szczęścia. I tak pycha byłaby wtedy przesadną miłością własną, skąpstwo – nadmierną oszczędnością, zazdrość – nadidentyfikacją z innymi, obżarstwo – niemożliwością zaspokojenia potrzeb organizmu, żądza – permanentnym pożądaniem, gniew – niepohamowanym dążeniem do walki, lenistwo – relaksem, po którym nie ma już nowych bodźców.
Środki odurzające działają tak samo, jak dźwignia w kasynach i w klatce dla szczurów – dostarczają mózgowi zwalającą z nóg dawkę dopaminy. Jak stwierdził włoski toksykolog, Gaetano Di Chiara, pod wpływem alkoholu poziom dopaminy wzrasta mniej więcej dwukrotnie, a w przypadku nikotyny i kokainy nawet potrójnie. Za sprawą dopaminy stajemy się rześcy i skoncentrowani – papieros przyjemnie nas pobudza, a lampka wina czyni z nas optymistów.
U podstaw wszelkich nałogów leży więc ten sam mechanizm, a środki odurzające różnią się tylko sposobem jego uruchamiania. Nikotyna wyzwala dopaminę w prosty sposób – poprzez aktywowanie neuronów. Alkohol, heroina i morfina podnoszą poziom dopaminy okrężną drogą – hamują neurony, które w normalnych warunkach przeciwdziałają systemowi oczekiwania. Kokaina działa tak, aby wydzielana dopamina, która zwykle szybko znika w ścianach komórek mózgu, pozostawała dłużej w obiegu. Co w konsekwencji powoduje, że jak ktoś zażywa kokainę – czuje się wszechmocny niczym pacjent Olivera Sacksa – Loenard – pod wpływem L-Dopy.
W końcu nie chodzi o to, jak uwalniana jest dopamina. Najważniejsze jest, że mózg łączy ze sobą widok środka odurzającego i jego pożądanie. Uzależniony mózg, rozpoznający papierosa, natychmiast rozkazuje „pal”, a przy bodźcu „butelka” daje polecenia „pić”. Wystarczy widok strzykawki, aby u uzależnionych od heroiny uaktywniały się połączenia na pragnienie, jak udowodniły to doświadczenia z tomografem pozytronowo-emisyjnym. Tak więc nikotyna, alkohol czy kokaina są czymś w rodzaju konia trojańskiego dla struktur mózgu, które są odpowiedzialne za przyjemne uczucia. Wnikając w nie – podbijają mózg.

Jak dajemy się uwodzić
Czy przypominasz sobie swojego pierwszego papierosa? Zwykle smakuje okropnie: drapanie w gardle i kaszel, który trzeba było jakoś ukryć przed rówieśnikami. Z pierwszym kufelkiem piwa było podobnie. Zastanów się czy rzeczywiście lubiłeś wtedy jego goryczkę, czy raczej nie chciałeś się skompromitować?
Większość ludzi potrafi czerpać przyjemność z piwa i papierosów – w końcu można się nauczyć lubić nawet piekielny smak chili. Ale nie byliśmy zaprogramowani na te przyjemności. Rzadko też prowadzą one do rzeczywistego uzależnienia. Laboratoryjny szczur sam z siebie nie wypije jednego, chociaż alkohol działa na niego tak samo, jak na człowieka. Mimo to naukowcy potrafią przyzwyczaić szczury do środka uzależniającego. U ludzi również nałóg jest wyuczony. Prawie zawsze towarzyszy temu potrzeba ułatwienia sobie trudnej sytuacji. Kto ma zmartwienia, ma również likier – skonstatował Wilhelm Busch, ale prawda jest taka, że działa to również w drugą stronę.
Alkohol uspokaja. Kokaina na krótki dystans działa, jak akcelerator pomysłowości i dowcipu. Pomaga tym, którzy w obecności innych wydają się sobie głupi i nudni. Nikotyna pomaga znieść nudę i stres – pobudza, a zarazem uspokaja. Ponadto dostarcza nastolatkom uznania w swojej „paczce” i przełamuje lody przy zawieraniu nowych znajomości.
Liczne badania dowodzą, że to nie szukanie przyjemności sprawia, iż ludzie wpadają w nałóg, ale poważne kłopoty. Im więcej problemów, tym więcej używek. Wśród bezrobotnych powszechny jest alkoholizm, a amerykańscy żołnierze w Wietnamie na potęgę zażywali heroinę. W ten sposób 40 procent amerykańskich sił zbrojnych przynajmniej raz próbowało uczynić okropności wojny trochę znośniejszymi, a połowa z nich brała narkotyk tak często, że ich organizmy wykazywały reakcje uzależnieniowe.
Nawet niewielka nieprzyjemność może prowadzić do zwiększenia zażywania narkotyków. Amerykańscy naukowcy poprosili nieuzależnione osoby, aby rozwiązały trudną zagadkę. Prowadzący doświadczenie zachowywał się lekceważąco i oceniał nieuczciwie. Następnie wzięły udział w eksperymencie, który przedstawiono im jako „test napojów”. Chodziło niby o porównanie i ocenę alkoholi. Ci, którzy musieli znosić krytykę poniżej pasa, pili wyraźnie więcej niż uczestnicy, których potraktowano przedtem fair. Trzecia grupa, którą wpierw szykanowano, ale później miała okazję, aby się odegrać – spożywała alkohol w normalnych ilościach. Widocznie rewanż zmniejszył potrzebę picia ze złości.

Re: Ciemna strona szczęścia [za: S.Klein, Formuła szczęścia]

: śr 20 sty 2021 10:18
autor: Janina
Kto staje się uzależnionym?
Narkotyki pomagają zapomnieć. Bynajmniej nie każdy, kto ma zmartwienia, bierze narkotyki, ale też nie każdy, kto je bierze, uzależnia się. Amator wina czy nawet kokainy, nie musi zaraz wpaść w nałóg. Największa grupa uzależnionych od narkotyków rekrutuje się spośród nałogowych palaczy. Papierosy są najbardziej zwodniczym środkiem uzależniającym, jaki w ogóle istnieje. I nie chodzi tylko o to, że są powszechnie dostępne, ale dlatego, że nikotyna ma bezpośredni związek z systemem dopaminowym.
Dlaczego zatem większość ludzi może przyjmować środki uzależniające, nie wpadając w nałóg? O tym, że uzależniamy się od narkotyków, decydują z jednej strony okoliczności życiowe, a z drugiej geny. Wszystkie rodzaje stresu zwiększają prawdopodobieństwo szukania rozluźnienia w alkoholu, tytoniu czy heroinie. Czasami wpływ genów na ryzyko uzależnienia jest bardzo prosty. Ten, kto na przykład może więcej wypić, jest bardziej zagrożony. Ten, którego organizm już po kilku kieliszkach mści się straszliwym kacem – ma małe „szanse” zostać alkoholikiem.
Innym przekazanym dziedzicznie czynnikiem jest stopień ciekawości – nie przypadkowo hipisi utożsamiali zażywanie narkotyków z poszukiwaniem i doświadczaniem. Rzeczywiście istnieje ścisły związek między ochotą na coś nowego a niebezpieczeństwem bycia uzależnionym od jakiejś substancji. W obydwu przypadkach bierze udział dopamina. Kto entuzjazmuje się nowościami, przygodami i niebezpiecznymi sytuacjami – ponosi również pewne ryzyko uzależnienia. Naukowcy wiedzą od dawna, że szczury, które szczególnie łatwo ulegają nałogom, są też ciekawsze od innych.
Ważną rolę wydaje się odgrywać przy tym receptor D2, rodzaj przyłącza w mózgu dla dopaminy. Naukowcom z Brookhaven National Laboratory, z okolic Nowego Jorku, udało się odzwyczaić uzależnione od alkoholu szczury. Poprzez terapię genową zwiększyli w ich mózgach liczbę receptorów dopaminy.
Czy w przyszłości będzie można leczyć ludzi z nałogów poprzez modyfikowanie ich cech dziedzicznych? Możliwe, choć aktualnie jest to nie osiągalne. Jeszcze nie są znane mechanizmy kompleksowe, związane z wpływem genów na uzależnienia. Zainteresowania genetyków koncentrują się obecnie raczej na tym, aby odpowiednio wcześnie wykryć skłonność do uzależnień. W ten sposób będzie można stosować profilaktykę antyuzależnieniową. Kto ma za mało receptorów D2, jest szczególnie zagrożony – twierdzi Nora Volkow z Brookhaven National Laboratory. Volkow, wnuczka rosyjskiego rewolucjonisty Lwa Trockiego, stała się sławna, gdy prześwietlając mózgi uzależnionych ludzi, odkryła, że przebyty nałóg obniża i tak już niższą liczbę receptorów D2 i to w dodatku na całe lata.
Kto jest lub był uzależniony od jakiegoś narkotyku, ma znacznie większą szansę, że ulegnie też innemu nałogowi. I tak na przykład uzależnione od morfiny szczury popadają w alkoholizm, a prawie każdy, kto uzależnił się od heroiny, był dodatkowo dotknięty nałogiem alkoholowym czy tytoniowym. Nałóg podporządkowuje sobie ludzi totalnie. Na jeszcze większe ryzyko narażeni są rozpoczynający palenie czy picie w okresie dojrzewania – młody mózg wyjątkowo łatwo daje się kształtować. Dlatego nie istnieje skuteczniejsze zapobieganie nałogowi niż powstrzymywanie dzieci i młodzieży, aż osiągną wiek dorosły, przed stosowaniem używek.

Diabelski krąg
Kto raz się uzależni, ten często odczuwa tylko „ślepe” pragnienie używki, a nie chęć czerpania z niej przyjemności, bowiem nałóg utrzymują nie potencjalne przyjemności z picia czy palenia, ale zaprogramowanie mózgu na środek odurzający. Co nie oznacza, że nie odczuwamy przyjemności, stosując środki odurzające. Papierosy, piwo czy też inne mocniejsze używki mogą oczywiście wywoływać miłe uczucia. Choćby takie substancje jak heroina, która ma podobny chemiczny skład, co opioidy i dlatego wywołuje euforię. W bardziej skomplikowany sposób również nikotyna i alkohol działają podobnie. Jeśli tylko od czasu do czasu poddajemy się tym przyjemnościom – nie od razu musimy obawiać się „skutków”.
Jednak im częściej stosuje się środki odurzające, tym szybciej można się od nich uzależnić, a ponadto ich działanie jest coraz słabsze. Mózg staje się coraz bardziej otępiały, przyjemności powoli się zacierają, a z czasem nie chodzi już o „przekraczanie granic”, ale o to, żeby przynajmniej być w dobrym nastroju. Każdy dzień bez używki wydaje się szary. Środek odurzający przywołuje znowu, nawet na kilka godzin, dawną radość życia, ale zarazem sprawia, że mózg staje się coraz bardziej niewrażliwy. W ten sposób coraz głębiej wciągamy się w uzależnienie. I w końcu nadchodzi taka chwila, że papieros na czczo dla nałogowego palacza czy też setka na śniadanie dla alkoholika nie sprawiają im jakiejkolwiek przyjemności. Palą i piją tylko dlatego, że są uzależnieni.
Mało kto tak dosadnie opisał ten stan, jak piosenkarz Konstantin Wecker, który był uzależniony od kokainy. „Jakie przerażenie, gdy w domu było już tylko kilka gramów. Obstukiwałem ściany, podejrzewałem, że jest za nimi towar, meble wywracałem w nadziei znalezienia resztek proszku – strasznie brzydziłem się wtedy siebie. Kochałem za to swojego dilera, który nie powiem – zawsze miał dobry towar, a kiedy przed sądem zaświadczałem o jego niewinności, płynęło to z serca”.
Gdy brakuje narkotyku, uzależniony zaczyna tracić kontrolę nad własnym ciałem i wpada w pewien rodzaj delirium. Jednak wytrzymanie cielesnego uzależnienia jest jeszcze najłatwiejsze, w każdym razie w porównaniu z tym, co nastąpi potem. Dygotanie, chłód, nudności i urojenia dają się złagodzić lekami i w końcu po kilku tygodniach znikają. Dużo trudniej jest przez resztę życia trzymać w szachu pragnienie narkotyku, które wżarło się w mózg.
Powszechnie przypuszcza się, że nałogowiec stosuje metodę klina klinem i zażywa narkotyk przede wszystkim jako radykalny lek na zagrażające mu uzależnienie. Ale to nie wyjaśnia, dlaczego po wielu latach może nastąpić nawrót. Niewrażliwość mózgu na narkotyk ustaje po krótkim czasie, podczas często bolesnego odwyku. Ale wiele osób czuje przymus sięgnięcia na przykład po papierosa, pomimo tego że długi czas nie paliło.
Prawda jest taka, że mózg uczucia pragnienia i przyjemności wytwarza w różny sposób, a nałóg wypacza obydwa mechanizmy. Jeśli życie bez narkotyku wydaje się pozbawione smaku, to znaczy, że środek uzależniający naruszył zdolność odczuwania przyjemności. Powstaje natomiast wymuszone pragnienie – narkotyk wkradł się w systemy mózgowe pragnień i je przeprogramował. A podczas gdy zobojętnienie, w porównaniu z przyjemnością jest odwracalne, to system oczekiwania pozostaje trwale uszkodzony.
Winne są temu potężne mechanizmy pragnień, które powodują, iż uzależnienie jest tak uporczywe i zawsze powraca. Naukowcy nazywają ten fenomen „craving”. Kto raz był uzależniony, temu trudno będzie zapomnieć tresurę narkotykową – tak jak nie zapomina się ojczystego języka. Dzieje się tak dlatego że nałóg na zawsze zmienia sposób funkcjonowania komórek nerwowych w mózgu. Inaczej jest już odczytywana informacja genetyczna i przetwarzana w białka. Komórki chętniej produkują substancje, czyniące mózg szczególnie podatnym na wszystko, co ma do czynienia ze środkiem odurzającym. Ponadto połączenia między neuronami, które powodują, że takie bodźce od razu wywołują pragnienie narkotyku, są prawie nie do rozerwania. Na przykład u szczurów neurobiolodzy, po zachowaniu się poszczególnych komórek mózgowych, mogli dokładnie rozpoznać, które zostały odpowiednio wcześniej przyzwyczajone do alkoholu. Nie oznacza to, że nie można pozbyć się nałogu. Uzależnienie da się pokonać, ale kto raz był uzależniony, musi już do końca życia mieć na uwadze przezwyciężoną chorobę – tak samo, jak pacjent po zawale serca, który jeśli nie chce dostać kolejnego ataku, musi bezwzględnie zmienić tryb życia.
Gdy ma się skłonności do uzależnienia, można albo próbować wymknąć się syrenim głosom narkotyku, albo próbować zapanować nad pociągiem. Jedno i drugie jest trudne. Mózg łączy z nałogiem nie tylko sam narkotyk, ale i wszystkie inne bodźce, które miały kiedyś z nim jakiś związek: tytoniowy dym w knajpie, brzęk kufli, starzy kumple czy aromat rumu w torcie.
Gwiazdor muzyki pop, Elton John, któremu udało się wyjść z nałogu, opowiada w autobiografii, jakie absurdalne męki później znosił: „Czasami, kiedy lecę nad pokrytymi śniegiem szwajcarskimi Alpami, myślę, że pod spodem leży góra koki”…