Strona 1 z 1

Życie wobec czasu - niedawna przeszłość i teraźniejszość

: ndz 19 paź 2008 8:57
autor: Janina
Rocznica pontyfikatu Jana Pawła II przypomniała mi, jak ważną rolę w moim życiu odegrały Osoby dla mnie znaczące, wspierające mnie w trudnych chwilach, Osoby piastujące najwyższe stanowiska i cechujące się zwykłymi, ludzkimi, odczuciami, potrafiące swoim zachowaniem i słowem wyrwać człowieka z otchłani rozpaczy i poderwać do działania, dające wiarę w to, że to co niemożliwe jest możliwe. Osobą podtrzymującą wiarę w sens i dobry kierunek biegu mojego życia był i jest Ksiądz Kardynał H. Gulbinowicz – blisko tuż obok i bardzo daleko, a jednocześnie blisko – oglądany w mediach, jego słowa słyszane przy codziennych obowiązkach domowych – Jan Paweł II. Słowa, które mi przekazał Ksiądz Henryk Gulbinowicz „dziecko, jeżeli było tak jak mówisz, nie lękaj się, dalej idź swoją drogą, na pewno zostanie to dostrzeżone” do dzisiaj są moim drogowskazem. Słowa Jana Pawła II – „nie lękajcie się” dodawały wiary w siebie w sytuacjach wydawałoby się w pierwszej chwili bez wyjścia i sensu. A życie dla każdego powinno posiadać sens, życie pełne sensu stanowi pierwszą, najważniejszą z reguł, drugą regułą jest życie chwilą bieżącą. Właśnie chwile życia bieżącego „rzucają” człowieka na boczne tory – niepowodzenia w szkole, brak zrozumienia w rodzinie, niedocenianie w pracy – praca i stosunki w pracy dzisiaj stanowią podstawę dobrego, godnego życia – ileż w obecnych czasach jest zagrożeń, z którymi człowiek musi się nauczyć zmagać. Praca i rodzina lub też rodzina i praca były i są w życiu najważniejsze, w moim także, za każdym razem zastanawiam się, który człon powinien być na pierwszym miejscu Rodzina, czy też Praca. W moim, indywidualnym, życiu rodzina i praca są na tym samym poziomie ważności, jako wartości odczuwane, bez pracy nie utrzymałabym rodziny – bez rodziny, z kolei nie musiałabym podejmować dodatkowych zajęć.
Wracając do chwil bieżących życia. Życia nie mierzy się liczbą przeżytych lat, ale tym, co z życiem uczynimy. „Z życiem jest tak, jak z bajką: zależy nie na tym, czy długo trwa, lecz na tym, czy pięknie jest ułożona” (L.A. Seneka). „Wcześnie osiągnąwszy doskonałość przeżył czasów wiele” – cytuje z Księgi Mądrości (Mdr4,13) T.Gadacz. Przytaczając komentarz L.A. Seneki „Nie za mało mamy czasu, ale za wiele tracimy. Dość długie jest życie i w obfitej ilości nam dane do wypełnienia naszego najważniejszego zadania, jeżeli z całego uczynimy należyty użytek, ale jeżeli upływa w zbytkach i gnuśności, a nie zużywa się na żadne szlachetne dzieło, wtedy dopiero w obliczu ostatniej konieczności zauważymy, że życie, którego upływania nie spostrzegliśmy, już upłynęło. Rzecz ma się następująco: nie otrzymaliśmy życia krótkiego, ale czynimy je krótkim, pod względem zaś jego posiadania jesteśmy nie nędzarzami, ale marnotrawcami. I podobnie jak ogromne i królewskie bogactwa, gdy tylko przejdą w posiadanie złego właściciela, natychmiast się rozpraszają, a przeciwnie – nawet skromne majętności, jeżeli są powierzone dobremu gospodarzowi, powiększają się przez należyty użytek, tak samo wiek życia naszego rozciąga się daleko, jeżeli ktoś dobrze nim rozporządza” (L.A. Seneka, Dialogi…).
Pamiętam swoje najtrudniejsze chwile – rozwód „Niedawna przeszłość i teraźniejszość”, dlaczego taki tytuł? ponieważ nie można wymazać przeszłości i rozpocząć życia od nowa, to nowe, gdybyśmy nawet próbowali rozpocząć, będzie wynikiem tego co było, będziemy starali się żyć inaczej, czyli wyciągać wnioski z tego co już przeżyliśmy. Praca uratowała mnie i moje dziecko. No cóż praca na jednym etacie nie zabezpieczała naszych potrzeb, pracowałam na kilku, ból i godność własna nie pozwala mi prosić o pomoc finansową w pracy i urzędach, poszukiwałam dodatkowej pracy. W chwilach bardzo trudnych, głód zaglądający do moich drzwi, wybierałam się do Księdza Kardynała, byłam tuż pod drzwiami i stwierdzałam, że jeszcze nie teraz, poradzę sobie. Odchodząc, nie chcąc Jego Eminencji zawracać głowy (będąc blisko gabinetu, doznawałam uczucia – że, problem z którym nie mogłam sobie poradzić nagle stawał się zbyt mały – pieniądze, innym jest ciężej, jestem młoda, zdrowa) spędzałam chwile w Katedrze i szłam szukać dodatkowej pracy. Zaglądnęłam do „Biprozetu” – biuro projektów niedaleko Katedry. Praca w tym biurze przez następne lata była moim wsparciem finansowym i jednocześnie posiadłam umiejętność szybkiego (odbierałam teksty po południu i przez noc przepisywałam, rano dostarczałam gotowe) wywiązywania się z zadania. W podstawowej pracy przyjmowałam wszystkie obowiązki przekazywane przez kierownictwo, ponieważ wywiązywałam się otrzymywałam, następne i następne zadania – nauczyłam się organizacji pracy, umiejętności podejmowania decyzji. Praca sprawiła, że stawałam się silniejsza, pracowałam, pracowałam; praca mnie ratowała, zapominałam o troska dnia powszedniego, stała się wartością, dzisiaj nadal pracuję w tym samym tempie, myślę, że właśnie przez pracę określam siebie samą.
Myślałam, że osiągnęłam stabilizację, że życie już mnie nie zaskoczy. Powódź zabrała nasz dobytek – choroba męża (padaczka) – bieda – brak ubezpieczenia, nie otrzymaliśmy żadnej pomocy. Mój dochód miesięczny, zgrozo, 500,- zł, nowa praca, atmosfera w niej panująca, ponownie udałam się… do Księdza Kardynała… i ponownie doznałam uczucia, że muszą sobie poradzić, mam dach nad głową, ludzie stracili wszystko – znalazłam dodatkowe zajęcie, odrobiłam. Byłam u drzwi Księdza Kardynała także, gdy bałam się podjąć opieki nad 90-letnią Mamą… doszłam do wniosku, że muszę, tylko ja to mogę zrobić, szybko wyszłam pełna siły i wiary w swoje możliwości. Dałam Mamie 10 lat swojego życia i dzisiaj nie żałuję, jak sobie przypomnę swoje wątpliwości jest mi wstyd. I to słowo „dałam” napisałam tak tylko dlatego, że zmierzałam żyć inaczej, czy te planowane przeze mnie chwile życia byłyby lepiej spożytkowane? Może tak, a może nie!? Gdybym się wówczas odwróciła, nie dowiedziałabym się jak bardzo Ją kochałam, jak ważna była dla mnie ta miłość. Mama zmarła w wieku 98 lat, spędzam z Rodzicami chwile przy grobie doznając uczucia spełnienia, jest to bardzo ważne dla mnie, kojące uczucie. Dzięki Mamie rozpoczęłam pisanie, dzięki czemu miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji naukowej „Nauka i Religia”, którą otwierał Ksiądz Kardynał, nie potrafię opisać uczuć, które przeżywałam w trakcie Jego wystąpienia otwierającego tę konferencję.
Pracowałam i pracuję nadal żeby żyć, ludzie mnie znający twierdzą, że nie potrafię żyć bez pracy. Nie wyprowadzam nikogo z błędu, ale ja naprawdę pracuję, żeby żyć. Wszystko co posiadam, zawdzięczam sobie i wsparciu w swych działaniach Osób znaczących, to właśnie słowa i wsparcie, które otrzymywałam pozwalało odnajdywać w każdej trudnej sytuacji coś pozytywnego, podnosić się z upadku - czasami trwało to dłużej, ale udawało mi się pokonywać trudności i „wyskoczyć” wyżej i moje życia „pięknie układać w całość”.
Na swojej drodze spotkałam młodą dziewczynę, która zagubiła się w życiu, w mojej ocenie "rozmieniała się na drobne" a czas tak szybko biegnie, chcąc jej pomóc w wybraniu właściwej drogi. Pomyślała, że może spotkanie z Księdzem Kardynałem natchnie ją wiarą w siebie i zechce zmienić dotychczasowy styl życia. Telefonicznie poprosiłam o spotkanie z Jego Eminencją, głos w słuchawce zapytał w jakiej sprawie, odpowiedziałam, że potrzebuję wsparcia duchowego. Nie wierzyłam, zrobiłam to, głos w słuchawce bardzo dostojnie, uprzejmie przekazał mi dzień i godzinę spotkania z Jego Eminencją, dokładnie tłumacząc, jak trafić. Gdy czekałam na spotkanie, jak zwykle chciałam uciec, ale nogi jakby wmurowane trzymały mnie w miejscu. Ponieważ było dużo ludzi czekających na wizytę, nie potrafiłam wymówić z czym przyszłam, na szczęście wzięłam teczkę ze swoją pracą, ponieważ interesowałam się życiem Księdza Kardynała, wiedziałam o Henrykowie i osobach starszych tam mieszkających. Próbowałam namówić Jego Eminencję na promotorstwo mojej pracy doktorskiej pt. „Jakość życia w okresie późnej starości” (w myślach układałam sobie formę pomocy dziewczynie, przyrzekając sobie, że na pewno to uczynię). Otrzymałam „bilet” od Jego Eminencji na drogę, „bilet” posiadał niezwykłą wartość. Otrzymałam od Księdza Kardynała więcej niż oczekiwałam. Przed wizytą nie wiedziałam jeszcze czy chcę pisać pracę doktorską, nie wiedziałam, jak się do tego zabrać, ale po wizycie u Jego Eminencji wiedziałam, że chcę to zrobić, i zrobię wszystko aby mi to się udało – żeby upragniona i odbyta wizyta zrodziła ziarno nadziei. Od tej wizyty, jeżeli tylko potrzebowałam wsparcia duchowego, byłam przyjmowana przez Księdza Kardynała.
Wierzyłam w jedno, że praca mnie nie opuści. Dzisiejsze czasy są jednak dziwnie poukładane, wydawałoby się, że człowiek oddany pracy jest ceniony w jednostce, w której pracuje, tymczasem i w tym przypadku zostałam zaskoczona. Musiałam odejść na emeryturę, przeżyłam szok. Wpadłam w głęboką depresję. Byłam przekonana, że umieram. Ponieważ moja przychodnia mieści się na Placu Katedralnym, odwiedzałam Księdza Kardynała. Opowiadając o swoich problemach związanych z pracą, o lęku, czy zdołam utrzymać rodzinę z emerytury, Ksiądz Kardynał powiedział: „dziecko, jeżeli pracowałaś tak jak mówisz, nie masz się czego lękać. Postępują zgodnie ze swoim sumieniem, nie zmieniaj się. Będzie dobrze”. Jego słowa się sprawdziły – otrzymałam propozycję pracy na pół etatu. Pracowałam dalej na tych samych obrotach. Otrzymałam następną propozycję, której również nie odrzuciłam, ktoś może pomyśleć, że kierowałam się zdobywaniem „kasy” – nie, nie kierowałam się gromadzeniem pieniędzy – mężowi zabrali rentę, a poza tym w dalszym ciągu inwestowałam w wykształcenie syna i w dalszym ciągu nie miałam środków na utrzymanie poziomu życia, w które włożyłam tyle wysiłku. Dziękuję losowi, za tą drugą propozycję pracy. Ponieważ życie mnie nauczyło, że nic nie dzieje się bez powodu, zastanawiałam się dlaczego tak się stało, dlaczego się zastanawiałam? bo los z reguły dawał mi coś ułatwiając nadchodzące trudne chwile. Minęło pół roku, mąż dostał wylewu, przeszedł trepanację czaszki, gdyby nie praca nie miałabym za co wykupić lekarstw. Praca okazała się wybawieniem, jest dla mnie wartością najwyższą, ponieważ pozwoliła mi uratować najważniejszą rzecz w życiu – rodzinę. Przez rok pracowałam od poniedziałku do soboty, bez dnia urlopu, opiekowałam się mężem. Mój rozkład tygodniowy: poniedziałek – sobota pobudka godz. 5.00 – praca do godziny 15.00 czasami 16.00; powrót do domu – obiad dla męża, rozmowa – ważna ze względu na uszkodzenie lewej półkuli. Niedziela – godzina 5.00 pobudka i wyjazd pociągiem z mężem na działkę, powrót godzina 19.00. Minął rok – otrzymałam nową propozycję pracy, którą przyjęłam. Jak będzie dalej nie potrafię powiedzieć, ale wierzę w słowa Jana Pawła II „nie lękajcie się”, słowa Księdza Kardynała H. Gulbinowicza „jeżeli pracujemy dobrze i uczciwie, nie musimy się bać”, a także w Rodziców, którzy nade mną czuwają.
Ze względu na to, że nie mamy wpływu ani na przyszłość, ani na przeszłość, żyć możemy tylko chwilą teraźniejszą. „Co szczęśliwy los zesłał ci w darze – poucza Seneka – posiadaj w ten sposób, jak gdyby nie miało chwilowo swojego właściciela. Z pośpiechem czerpcie rodzicielskie radości ze swych dzieci i nawzajem czyńcie radość swym dzieciom; bez zwlekania, doraźnie chłońcie wszelką pociechę. Żadnej gwarancji nie macie na noc dzisiejszą – zbyt długie odroczenie wam daję! – żadnej gwarancji nie macie na bieżącą godzinę! Trzeba się śpieszyć, od tyłu skrada się śmierć. Już wkrótce zostanie rozproszone to towarzystwo, już wkrótce podniesie się krzyk i stargane zostaną więzy zażyłych stosunków. Śmierć jest grabieżą wszechrzeczy. Czemuż więc, nieszczęśni, nie potraficie urządzić sobie życia w przelocie!”. Czyli kto chce osiągnąć jutrzejszy cel, musi realizować go dzisiaj; kto chce przeżyć swe życie umiejętnie, musi przeżywać je obecnie. W życiu nie ma nic za darmo, aby coś „wziąć” najpierw trzeba coś dać od siebie..