Życie człowieka składa się z etapów – dzieciństwa, wieku młodzieńczego, wieku dojrzałego i starości. Wiek dojrzały, jak inne etapy, złożony jest z okresów i faz, które wyłaniają się wraz z nadejściem kolejnych dziesiątek lat (trzydziestu, czterdziestu, pięćdziesięciu, sześćdziesięciu). Każdemu z tych momentów przejścia często odpowiada kryzys, w tym również kryzys czterdziestki, przeżywamy różnorodnie i zależnie od kontekstu społeczno-kulturowego.
Jesteśmy mniej lub bardziej świadomi tego kryzysu, który pojawia się na półmetku naszego życia. Niektórzy przechodzą go, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, inni pragną go zignorować. Niewielu ludziom udaje się go uniknąć, szczególnie w naszych współczesnych społeczeństwach, skoncentrowanych na idei posiadania, powodzenia i osiągania wyników, nazwanych przez cysterskiego mnicha z klasztoru w Bricquebec ideą trzech „z”: zabieganie, zamęt, zdenerwowanie.
Takie cechy naszego świata, technicznego i zinformatyzowanego, wpływają na nasz sposób przekraczania czterdziestki. Żyjemy w społeczeństwie widowiska i rozrywki, w którym największą rozkoszą jest pokazać się w telewizji, często ze szkodą dla prawdy. To tak, jakby inni brali odpowiedzialność za naszą egzystencję. Lecz w połowie życia człowiek dorosły zostaje zaproszony do odnowienia kontaktu ze swoją duchowością, do przylgnięcia do swego najskrytszego pragnienia, do wolności. Zostaje wezwany do stania się tym, kim jest, ze swoją odmiennością i niepowtarzalnością, idąc w kierunku najwyższych wartości, z którymi się identyfikuje.
Psychologowie mogli zatem stwierdzić, że życie dzieli się na dwa okresy: przed czterdziestką i po niej. Pewna francuska dziennikarka, mówiąc o „końcu wieku młodzieńczego”, twierdzi, iż następuje wówczas zerwanie z przeszłością, symboliczne przejście z dorosłości w dojrzałość. Ten etap życia jest nieostry, subiektywny, czasami zrytualizowany. Każdy człowiek inaczej określa jego wagę w momencie rocznicy swoich urodzin.
Ta faza przejścia rozciąga się mniej więcej od trzydziestego piątego do czterdziestego piątego roku życia. Pełni funkcję mostu między młodym dorosłym mężczyzną lub kobietą, a dojrzałym dorosłym. Według Daniela Levinsona, amerykańskiego psychologa, ten etap jest najważniejszą fazą przejściową w życiu człowieka. Jego badania prowadzone na grupie mężczyzn wykazały, że szczyt kryzysu zazwyczaj następuje między trzydziestym ósmym a czterdziestym trzecim rokiem życia. Już C.G. Jung pisał, że w czasie tej fazy życia „przygotowywana jest głęboka przemiana ludzkiej duszy”.
A zatem czterdziestka, jak dalej pisze Jacques Gauthier, oznacza taki etap życia, który może trwać dziesięć lat. Mężczyźni i kobiety porzucają stopniowo obietnice młodości, by dotrzeć na drugą stronę zbocza. Zostają powołani do tego, by stać się aktorami swojego życia. Dzieciństwo wydaje się coraz bardziej odległe, a śmierć o wiele bliższa. C.G. Jung uważa, że to południe życia jest chwilą „najwyższego rozwinięcia, kiedy człowiek jest całkowicie oddany swemu dziełu, z całą swoją mocą i wolą. Lecz jest to również chwila, kiedy rodzi się schyłek: zaczyna się druga część życia”. Ten wiek jest naznaczony bilansami, rozczarowaniem, zakwestionowaniem wszystkiego. Przeszłość zostaje oceniona w porównaniu z przyszłością, a ta nie zawsze jest zgodna z bezbarwną teraźniejszością.
Określenie kryzys, zapożyczone z książki J. Gauthiera, nie ma w sobie nic negatywnego. Jako pochodna greckiego słowa krisis (decyzja, sąd), jest używane w kontekście rozwojowego wzrastania, w sensie nadanym mu przez Eriksona: „Przełom, decydujący okres wzrastającej wrażliwości i zaakcentowanej potencjalności, a zatem źródło rozwoju osobniczego o twórczej sile, lecz powodujące również zachwianie równowagi”. Kryzys ujmuję zatem jako czas wzrostu, okazję do dorośnięcia, pomimo braku równowagi i pomimo lęków. Należy skorzystać z okazji, jaką stwarza stan kryzysu… wyraża wezwanie do rozwoju. Zakłada – w podtekście – podjęcie decyzji o zmierzeniu się z kryzysem w sposób realistyczny, odpowiedzialność za przezwyciężanie przeszkód przy pomocy przewartościowania własnych zobowiązań i odpowiedzi na wielkie życiowe pytania, odwagę proponowania rozwiązań alternatywnych dla rozważanych trudności. Kryzysowi towarzyszą wyraźne symptomy: samotność, wątpliwości, brak ufności, okresy depresji, brak przyjemności w robieniu tego, co robiło się dotychczas, obojętność wobec życia, ambiwalencja, pragnienie przygody i zmiany, trudność rozeznania, czego się chce, znużenie, świadomość śmierci, wielka potrzeba duchowości, noc wiary.
Wszystkie wyżej wymienione symptomy kryzysu odczuwałam w tej fazie życia, w moim przypadku był to czas wzrostu. Tuż przed czterdziestką odczuwałam niezadowolenie z siebie, nie za bardzo wiedziałam, dlaczego, nieustannie kwestionowałam siebie. Byłam wszystkim rozczarowana, dotknięta ponurym nastrojem, któremu towarzyszyło uporczywe poczucie zawiedzenia. Dusiłam się, nie widząc natychmiastowego wyjścia z tej swoistej depresji, odonosząc wrażenie, jakby jakaś ręka przytrzymywała mi głowę pod wodą.
Czterdzieste urodziny uświadomiły mi, że pozostało mi mało czasu do emerytury, nużąca praca, niedokończone studia. W wieku 40 lat rozpoczęłam i ukończyłam studia, zmieniłam pracę – wyższe studia pozwoliły uzyskać wyższą pensję, nowa praca dostarczyła nowych emocji. Te oznaki kryzysu dotknęły wszystkich poziomów mojego istnienia: fizycznego, psychicznego, społecznego, zawodowego, duchowego. Cała moja osoba była w trakcie przemiany. Jedni doświadczają tego przejścia stopniowo u mnie odbywało się w sposób nagły, działałam pod wpływem nowego imperatywu, który pchał mnie w stronę nieznanego horyzontu znajdującego się we mnie. No cóż taki kryzys przeżywa się samemu. Nikt nie może zastąpić człowieka i przejść zamiast niego przez tę wewnętrzną pustynię.
Na przeżywany kryzys wieku nałożyły się problemy w pracy oraz choroba. Stwardnienie rozsiane (błędna diagnoza lekarska), silniejszy przeciwnik ode mnie. Myślałam, że umieram. Już nic mnie nie trzymało przy życiu (Indywidualne sposoby walki z depresją). Czułam się w środku bardzo stara, nękała mnie bezsenność – nie zmrużyłam oczu przez okres dwóch miesięcy. Rodzinę zabezpieczyłam na wypadek mojej śmierci. Pokonałam depresję sama.
Następny trudny okres, to opieka nad Mamą, zmiana dotychczasowego życia. Trudne było pierwsze pół roku, następne lata, dzięki Mamie, były okazją do przemiany i interioryzacji, do przekroczenia „siebie”, był to czas odnalezienia głębokiego sensu życia, minuta prawdy, służąca uwolnieniu tego, co we mnie najlepsze, co pozwoliło mi uwierzyć, że jestem czymś nieskończenie większym, niż dotąd sądziłam. Rozpoczęła się moja przygoda z pisaniem, nie potrafię dzisiaj odpowiedzieć skąd wzięła się we mnie odwaga, aby swoje teksty prezentować na konferencjach naukowych!? Być może to właśnie półmetek mojego życia sprawił, że postawiłam żagiel, podniosłam kotwicę i płynęłam wśród fal, raz spokojnych, raz wzburzonych, swego wieku średniego. Czułam się samotna pośród morza, wiosłując w słońcu południa, nie widząc nigdzie stałego lądu. Pisałam, publikowałam – płynęłam, aż nagle przycumowałam i postanowiłam napisać pracę doktorską, tak właściwie do dziś nie wiem, po co? Myślę, że dla Mamy, Mama była moją inspiracją – Jakość życia (Jej życia) w okresie późnej starości. Otworzyłam przewód i na pewno napisałabym tę pracę, gdyby Mama nie odeszła.
Ta pasja, zrodzona w trakcie opieki nad Mamą i kryzysu wieku średniego, trwa do dzisiaj, nadal piszę i sprawia mi to ogromną przyjemność i… pozwoliła mi przejść kryzys następnej dziesiątki "50"… wierzę, że złagodzi również przejście następnych dziesiątek mojego życia… Moja niezaspokojona w dzieciństwie miłość do Mamy była we mnie, czekała… Zawsze można wybrać miłość to znaczy dawanie, branie, służenie. To był najlepszy sposób przekroczenia kryzysu wieku średniego. I nie mam tu na myśli o starania się, by kochać, ile o wiarę w miłość i chęć uczynienia z niej świadomego miejsca swego pragnienia. W takim postępowaniu nic nie jest łatwe. Gilles Vigneault, poeta z Quebecu ma rację, śpiewając: "Jakże trudno jest kochać!" A jednak wiara w miłość pozwala rozwinąć się pragnieniu. To pragnienie bycia, życia, kochania może zmienić nasz ogląd rzeczywistości. Postrzegamy świat w taki sposób, w jaki zostaliśmy uwarunkowani od czasów dzieciństwa. Nasze zachowanie wypływa z tego sposobu widzenia rzeczy. Ale w środku życia wszystko się zmienia: nasze postawy, zachowania, wartości. Ta brama przemiany może zostać otwarta tylko od wewnątrz. Jak pisze J. Gauithier są cztery główne drogi, spośród wielu, które pozwalają odkryć nasze głębokie pragnienie: opisanie swojej osobistej misji, w którym ujawniamy nasz życiowy cel, wyjście od jakiegoś znaczącego doświadczenia w naszym życiu i wyrażenie tego przeżycia w sposób twórczy, poddanie się testom psychologicznym przy użyciu metod projekcji czy skojarzeń, zbadania świata naszych symbolicznych obrazów mentalnych przy pomocy wobrażeń i wizualizacji… Cel naszego życia, zasadnicza motywacja powodująca działanie, pragnienie, które nas ożywia, zostaje ujawnione przez opis osobistej misji. Jest to soczewka, przez pryzmat której postrzegamy świat inaczej. Jeśli symboliczne obrazy mogą pomóc nam odkryć, kim jesteśmy i kim chcielibyśmy być… rodzące się pytania w czasie trwania kryzysu mogą być wskazówkami do dalszej, lepszej, wędrówki przez życie: Jaki sens ma moje życie? Jak postrzegam moje różne role? Co mnie motywuje? Kim chcę być? Jakie wartości mnie prowadzą? Odkrywanie siebie to asymilowanie psychicznych zranień, swego cienia, który jest niekochaną stroną samego siebie. Wiek średni jest dobrą okazją do zmierzenia się z cieniem, do zanurzenia się we własnym wnętrzu, aby zmienić to, co zmiany wymaga. Odkrywamy wtedy potencjał ukryty w cieniu, który musi zostać uwolniony dla pełnego rozwoju psychicznego i duchowego. I tak na przykład depresja, dzisiaj mogę tak powiedzieć, w połowie życia jest znakiem, który informuje, że konieczna jest zmiana. Człowiek jest skłonny nie identyfikować się już z zewnętrznymi normami i nie ukrywać swego cienia, aby zadowolić "ego" idealne i obwiniające. J.Monbourquette, wzorem Junga, definiując cień jako "wszystko, co usunęliśmy do nieświadomości w obawie, że zostaniemy odrzuceni przez ludzi, którzy odgrywali decydującą rolę w naszym wychowaniu". To, co postrzegamy jako nieprzyjazne nam, może stać się sojusznikiem w czasie doświadczania wieku średniego, ponieważ pozwala na poznanie siebie (Droga do poznania siebie - mój pierwszy tekst i udział w pierwszej konferencji). To jakby skarb niezbadany i niewykorzystany. A dodatkowo jest tu jeszcze lęk, który uniemożliwia pełny rozwój i zasymilowanie cienia: lęk, że nie zostaniemy pokochani i zaakceptowani, lęk przed wyśmianiem i przed wstydem, lęk, że nie sprostamy wymaganiom sytuacji i nie powiedzie się nam [nigdy nie zapomnę odczuwanego lęku przed wystąpieniem na swojej pierwszej konferencji naukowej - myśli kołatały mi w głowie: jeżeli dowiedzą się, że piszę dla samej siebie i dla innych a nie w celu dalszego rozwoju naukowego; jeżeli zapytają, kto jest moim promotorem, nie wiem czy zdołałabym pokonać lęk i wystąpić… ale w dzień przed konferencją otrzymałam potwieredzenie o dobrym kierunku mojego rozwoju od profesora Bogusława Śliwerskiego, jakże było mi ono potrzebne, lęk ustąpił; wystąpiłam i jak przewidując uczestnicy zadali mi pytanie, kto jest moim promotorem pracy doktorskiej - odpowiedziałam: profesor B.Śliwerski, ponieważ mój tekst, pisany w pierwszej osobie oraz poruszany problem opieki nad Mamą - w dzisiejszych czasach będący problemem całego społeczeństwa- wzbudził zainteresowanie, zaproszono mnie do plenarnej dyskusji - niestety, przestraszyłam się… uciekłam - następne konferencje… jak życiu… były dla mnie przyjemnością i wyzwaniem]; lęk przed zakłopotaniem, potwierdzeniem siebie, lęk przed wykluczeniem i samotnością. Miłość do Mamy pozwoliła mi na rozpoznanie cienia tzn. odzyskania części wypartych, a zatem niekochanych. Potrzebowałam wiele pokory, by zaakceptować swój cień, ponieważ zmienić można tylko to, co się najpierw zaakceptowało… Chciałabym w tym miejscu odpowiedzieć na często zadawane mi pytania: dlaczego swoje teksty kieruję do osób zajmujących się nauką? Piszę do nauczycieli, wychowawców, ludzi mających wpływ na obecną rzeczywistość… przecież nauka to człowiek, życie i ludzkie dokonania… niekoniecznie "mega-sukcesy"… a poza tym spotkanie z autorytetami, ich ocena (bez względu na to pozytywna czy też negatywna) dostarcza mi dużo emocji… o które należy się starać aby nie zanikły… wtedy czuję, że żyję…
Przeżywane kryzysy nauczyły mnie, że nigdy nie jest za późno, by zacząć od nowa, znowu wyruszyć w drogę, przejść od lęku do nadziei. Jest to najlepsza chwila, by uwolnić głęboki dynamizm tkwiący w realizacji skrywanych marzeń/pragnień…
"Próg czterdziestu lat jest dzisiaj krytycznym czasem ludzkiej egzystencji. Zanim nie nastąpił ten zwrot, droga wielu mężczyzn i kobiet była pełna starań i sukcesów. W momencie, gdy cieszą się z tego, do czego „doszli”, pojawia się nieoczekiwana udręka – trzeba się szkolić, a wręcz obrać nowy kierunek lub nawet zmienić zawód; trzeba stać się bardziej konkurencyjnym, gdyż walka rynkowa jest ostra, a niejedna sytuacja tymczasowa. Trzeba postawić pod znakiem zapytania samego siebie… Po przezwyciężeniu kryzysu, najodważniejsi – lub szczęśliwcy – osiągają to, co Beirnaert nazywa „dynamiczną pogodą ducha” – stan ustabilizowanego zdrowia. Dojdą do starości ze śmiałością wyraźnie wpływającą na ich bliskich…"