Strona 1 z 1

Szczęście i czas [za: W.Tatarkiewicz]

: śr 18 gru 2013 13:09
autor: Janina
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia i ogarnia mnie smutek – zawsze tak się ze mną dzieje dwa tygodnie wcześniej, wiem, że związane to jest z przeszłością, która powinna być już daleko za mną, a jest blisko… pracuję nad sobą, aby uwolnić się od smutku… tydzień przed Świętami wracam do równowagi. Tym razem pomogła mi książka W. Tatarkiewicza – ponieważ piszę na komputerze prawie tak szybko, jak czytam, przepisałam fragment książki, może komuś także pomoże w chwilach smutku i zwątpienia…
***
Zadowolenie z całości życia jest zadowoleniem nie tylko z tego, co jest, ale także z tego, co było i co będzie; nie tylko z teraźniejszości, ale także z przeszłości i przyszłości. Poczucie szczęścia obejmuje nie tylko dodatni stan obecny, ale także dodatnią ocenę przeszłości i dodatnie widoki na przyszłość. Wielość ta jest dla szczęścia istotna. Chwila obecna, nawet najprzyjemniejsza, nie może zapewnić szczęścia istocie myślącej, to znaczy pamiętającej przeszłość i niepokojącej się przyszłością. Nie tylko więc rzeczy istniejące aktualnie i działające bezpośrednio na jednostkę stanowią o jej szczęściu, ale także rzeczy, które już nie istnieją i jeszcze nie istnieją.
Trzy chronologiczne składniki szczęścia, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, nie występują w poczuciu szczęścia izolowane: działają na siebie wzajem i działają łącznie, by wspólnie wytworzyć to poczucie. Dobra teraźniejszość nie tylko cieszy sama, ale rzuca światło na niepewną jeszcze przyszłość, a nawet na dokonaną już przeszłość; w chwili, gdy doznaje się radości, bóle minione widzi się przez szkła zmniejszające, a minione radości przez powiększające. Gdy teraźniejszość zmieni się na gorsze, od razu gorsza wydać się może przeszłość i przyszłość. Tak samo pomyślne i niepomyślne doświadczenia przeszłości nie tylko są przyjemne i przykre same przez się, ale zarazem stanowią podstawę do oceny dodatniej lub ujemnej dla teraźniejszości i przyszłości: zabarwiają na różowo lub na czarno nie tylko nieznaną przyszłość, ale też znaną teraźniejszość. Co więcej, nawet przyszłość, zanim jeszcze przyszła, zabarwia – przynajmniej ludziom o pewnym typie psychicznym – ich realną przeszłość i teraźniejszość: przeszłość i teraźniejszość widzą w świetle swych marzeń o przyszłości, a kiedy indziej troska o przyszłość nie pozwala się cieszyć chwilą obecną. Wszystko to jest naturalne, gdyż każdą rzeczywistość można spostrzegać jako lepszą i gorszą, i przez czynniki czysto psychiczne można zarówno zmniejszać, jak i zwiększać nawet ból fizyczny.
Pomimo wzajemnego oddziaływania tych trzech czynników szczęścia, każdy z nich ma jednak w szczęściu ludzkim swą odrębną pozycję. I pozycja ta jest nierówna. W potocznym mniemaniu nieporównanie ważniejsza jest teraźniejszość, bo istnieje realnie. Co minęło, tego już nie ma, ani też nie ma tego, co dopiero ma być – jak mówi francuski wiersz [za: W. Tatarkiewicz, O szczęściu. PWN, 2008]. Zapewne, a jednak mniemanie, że teraźniejszość najwięcej stanowi o szczęściu jest fałszywe. Naturalnie, istnieje aktualnie tylko teraźniejszość i odczuwamy jedynie teraźniejsze uczucia – nic nie jest pewniejsze ponad to – ale uczucia teraźniejsze są wywoływane nie tylko przez rzeczy teraźniejsze. Doznania minione i oczekiwane wywołują – w istotach posiadających pamięć i wyobraźnię – uczucia teraźniejsze, a przez to rzeczy, których już nie ma albo jeszcze nie ma, wpływają na szczęście i nieszczęście ludzkie. Jeśli doznajemy zadowolenia, to jest to zadowolenie aktualne i realne, ale niekoniecznie aktualne i realne zadowolenie jest zadowoleniem z rzeczy aktualnie i realnie istniejących.
I. Rzeczy teraźniejsze mają właśnie stosunkowo mały udział w szczęściu. Są wprawdzie obecne i przez to doznawane bezpośrednio, a skoro bezpośrednio, to i silniej. Ale za to jest ich nieporównanie mniej niż rzeczy nieobecnych, o których człowiek pamięta i których się spodziewa. Teraźniejszość jest realna, ale krótka. Powiada o niej Seneka [za: W. Tatarkiewicz, tamże], iż jest tak krótka, że niektórym wydaje się, jak gdyby jej wcale nie było: „Mija, zanim przyszła”.
Naturalnie zachodzą tu znaczne różnice między ludźmi: chwila teraźniejsza znaczy w bilansie szczęścia dla jednych mniej, dla drugich więcej. Dziecko ma jeszcze niewiele wspomnień, żyje przeto tym, co mu daje chwila obecna; obecna przyjemność i obecne cierpienie decyduje o jego ogólnym samopoczuciu, o zadowoleniu i niezadowoleniu z życia. Ale inaczej jest u ludzi dorosłych: tylko bardzo intensywne rozkosze i cierpienie zdolne są skupić na sobie całą ich świadomość.
1. Rzadko świadomość nasza pochłonięta jest całkowicie przez teraźniejszość; żyjemy również, a nawet więcej jeszcze, wyobraźnią i pamięcią, oczekiwaniem i wspomnieniem. Skoro zaś więcej nimi żyjemy, to także i przyjemności, i przykrości, jakie nam niosą, grają większą rolę w naszym ogólnym zadowoleniu i niezadowoleniu, w szczęściu i nieszczęściu.
2. W razie konfliktu teraźniejszości z przeszłością czy przyszłością bynajmniej nie zawsze teraźniejszość ma przewagę. Wprawdzie silny ból zagłusza najmilsze wspomnienia i najpiękniejsze oczekiwania, ale także niełatwo jest człowiekowi, którego niedawno spotkał cios albo którego gryzie niepokój o przyszłość, znaleźć rozrywkę, niełatwo mu o taką aktualną przyjemność, która by zmieniła kierunek jego myśli, oderwała ją od wspomnień i niepokojów. Najlepsze przedstawienie go nie obchodzi, najwyszukańsze dania nie smakują.
3. Przyjemności i przykrości, które mamy za teraźniejsze, nie zawsze są czysto teraźniejszego pochodzenia: wpływa na nie wczorajszy wypoczynek czy zmęczenie, wczorajsze powodzenie czy zawód; nieraz te wczorajsze zdarzenia wypowiadają się w dzisiejszych przyjemnościach i przykrościach. Nawet gdy przedmiot uczuć należy do teraźniejszości, to źródła ich mogą być w przeszłości. Głos czy zapach, które dziś cieszą człowieka, cieszą nieraz dlatego, iż przypominają to, co dawniej przeżył.
4. Niekiedy wydaje się, że przyjemności teraźniejsze wystarczają same do pełnego zadowolenia – jednak dają je wtedy tylko, gdy nie dolega przeszłość i przyszłość. Takie w najpełniejszym słowa znaczeniu teraźniejsze przyjemności, jak nasycenie, smaczne jadło i dobre napoje, istotnie wytwarzają nieraz stan zadowolenia. Ale aby go wytworzyły, na to trzeba nie tylko zdrowego żołądka, lecz i głowy wolnej od trosk i niepokojów.
Mówi się nieraz, że praca, w szczególności umysłowa, daje człowiekowi szczęście. Ale jeśli daje, to w małym tylko stopniu dla przyjemności bezpośredniej – bo tej jest często całkowicie pozbawiona, a natomiast jest połączona z wysiłkiem, zmęczeniem, walką, nieraz wręcz cierpieniem. Tylko wraz z myślą o wynikach pracy, osiągniętych lub spodziewanych, może być ona źródłem szczęścia.
5. Oczywiście nikt nie może twierdzić, że teraźniejszość jest dla szczęścia obojętna. Wszak z chwil teraźniejszych, uciekających, nieuchwytnych, wyrasta cały zapas doświadczeń życiowych człowieka, materiał dla jego radości i smutków, szczęścia i nieszczęścia. Trzeba wszakże odróżniać: teraźniejszość jako przedmiot zadowoleń teraźniejszych i jako materiał dla zadowoleń przyszłych. Dla niektórych ludzi jest ona tylko materiałem na przyszłość, bo bezpośrednio nie mogą się nią cieszyć.
Chwile obecne nie są, naturalnie, obojętne dla szczęścia. Ale znaczenie ich jest mniejsze, niż się mniema potocznie; jeśli dla niektórych jednostek jest nawet dość duże, to dla innych jest małe. A nic może nie przyczynia się tak bardzo do szczęścia, jak poczucie, że teraźniejszość właśnie nie jest ważna, że życie się dopiero zacznie i wszystko dobre i ważne jest jeszcze przed nami. Przy takim nastawieniu nieuniknione niedoskonałości, jakie teraźniejszość w sobie zawiera, tracą na znaczeniu i przestają być przeszkodą w szczęściu.
II. Nic nie jest pewniejsze od udziału przeszłości człowieka w jego szczęściu i nieszczęściu. Pamięć tego co było, idzie za nim i zapełnia część jego świadomości. Po wtóre, w przeszłości formowały się jego wyobrażenia i sądy; przeszłość uczyniła, że są pogodne czy posępne, ufne czy nieufne. I po trzecie; uformowane w przeszłości wyobrażenia i sądy stanowią „masę apercepcyjną”, wedle której człowiek ujmuje i ocenia teraźniejszość. Każdą zaś bez mała teraźniejszość można przyjmować bardziej dodatnio czy bardziej ujemnie, a przez to radośnie lub boleśnie. Np. Dwoje ludzi dostaje bólu głowy; jeden wie z doświadczenia, że poboli i przejdzie, dlatego też niewiele sobie z bólu robi i mniej go odczuwa; drugi pamięta, że tak zaczynają się ciężkie i przewlekłe choroby, nie może oderwać zalęknionej myśli od swego cierpienia i grożącej choroby, i potęguje tym ból.
Stąd wnioski [W.Tatarkiewicz, tamże]:
1. Udział przeszłości w szczęściu i nieszczęściu polega nie tylko na tym, że jest ona przedmiotem zadowolenia i niezadowolenia; w części też i na tym, że jest przyczyną zadowolenia i niezadowolenia z teraźniejszości. W pierwszym wypadku cieszymy się przeszłością świadomie, w drugim zaś możemy wcale nie wiedzieć, że uciechę zawdzięczamy przeszłości. Dlatego dwojaki jest jej wpływ na szczęście: świadomy i nieświadomy.
2. Zadowolenie z przeszłości nie jest jednakże niezbędnym warunkiem szczęścia: ludzie bywają szczęśliwi, nie będąc ze swej przeszłości zadowoleni. I zdarza się, że są zadowoleni przez nią, ale nie z niej. Właśnie wyzwolenie się ze złej przeszłości wzmaga radość z dobrej teraźniejszości. W takich wypadkach jest to właśnie niezadowolenie z przeszłości, które wpływa na zadowolenie z teraźniejszości i z życia w ogóle.
3. Jeżeli wyobrażenia nasze mogą deformować teraźniejszość, to tym bardziej przeszłość. Wszak przeszłość jest już tylko obrazem, obrazy zaś jeszcze łatwiej przekształcać niż spostrzeżenia. Jak scena oświetlona różnymi reflektorami, tak też obraz przeszłości może z różowego od razu przechodzić w szary i posępny, w zależności od nastroju, w jakim się znajdujemy. Ocena emocjonalna przeszłości w większym jeszcze stopniu niż ocena teraźniejszości może się opierać na jej deformacji. I przez to o szczęściu naszym i nieszczęściu decyduje nie tylko prawdziwa przeszłość, ale niekiedy i wyfantazjowana, której naprawdę nigdy nie było. Deformacja bywa tu zresztą – na ogół – sprzymierzeńcem szczęścia. Iluż jest tych, co idealizują le bon vieux temps (dawne dobre czasy) i żyją w atmosferze minionego szczęścia, którego – nie było. Ale znów nieraz – tak splatają się rzeczy w świadomości ludzkiej – ludzie nie cieszą się wcale owym rzekomym szczęściem, lecz, przeciwnie, smucą się, że rzekomo minęło; mierząc zaś teraźniejszość miarą szczęśliwej jakoby przeszłości, widzą teraźniejszość gorszą, niż jest; i wtedy z powodu rzekomo złej teraźniejszości cierpią więcej, niż cieszą się z powodu rzekomo dobrej przeszłości.
4. Udział przeszłości w szczęściu nie jest stały. „Dobre wspomnienie może być niekiedy milsze niż dobra teraźniejszość”, jak pisał Musset. A znów – w myśl Dantego – nie ma większego cierpienia ponad wspomnienie szczęśliwych czasów. Podobnie jest i z nieszczęściem: są rzeczy pozostawiające ranę, która się nie goi i odnawia za każdym przypomnieniem. A kiedy indziej jest właśnie inaczej. „Im więcej cierpi, tym wspominać słodziej” – jak pisał Wacław Potocki w Argenidzie. Co dobra i zła przeszłość mogą dla szczęścia, to zależy nie tylko od nich, ale także od tego, czy teraźniejszość jest dobra i czy dobre są widoki na przyszłość.
5. Wartość, jaką przypisujemy przeszłości, bywa często zupełnie różna od tej, jaką miała dla nas wówczas, gdy była teraźniejszością. Świadczy o tym tak sławna w starożytności rozmowa Krezusa z Solonem o szczęściu. Krezus życie swe, póki było teraźniejszością, uważał za szczęśliwe, natomiast gdy umierał i życie było już poza nim, stało się już przeszłością, nie mógł dopatrzyć się w nim szczęścia. Częściej jednak dzieje się odwrotnie: ludzie oceniają swe szczęście dopiero wówczas, gdy minęło.
5. Przeszłość zdaje się mieć tę szczególną własność, że – jakkolwiek jest, dobra czy zła – częściej i więcej przyczynia się do szczęścia niż do nieszczęścia. Ma owa własność związek z tym, co nazywano „optymistyczną tendencją pamięci”. Występuje ona w dwu postaciach. Po pierwsze, pamięć częściej pomija przeżycia przykre, a zachowuje przyjemne, działa jakby celowo, przeprowadza jakby selekcję wspomnień oddziałujących dodatnio na psychikę. Zapewne dlatego, że przeżycia przyjemne na skutek częstszego wspominania utrwalają się w pamięci. Po wtóre zaś, pamięć przestawia znaki uczuciowe z ujemnych na dodatnie: zdarza się, że tym, co niegdyś boleśnie przeżywaliśmy i opłakiwaliśmy w dzieciństwie, cieszymy się w latach późniejszych jako przyjemnym wspomnieniem.
7. W teraźniejszości naszej ulegamy tysiącom bodźców, z których jedne są przyjemne, a inne przykre i wskutek tej mnogości i różnorodności trudno nam nieraz ze stanowczością orzec, czy teraźniejszość jest szczęśliwa, czy nie. Częściej mieni się różnymi światłami, aniżeli utrzymuje w jednym świetle. Ale gdy wydaje się nam szczęśliwa, to nieraz lękamy się innym, a nawet sobie, przyznać się do tego, aby przedwcześnie nazwać siebie szczęśliwym.
Jak teraźniejszość jest niewyraźna, tak znów przyszłość jest niepewna, zawsze można się jej lękać. Inaczej jest natomiast z przeszłością: już minęła, więc nie potrzebujemy się jej obawiać i możemy orzec, czy była szczęśliwa, czy nie. W niej jednej możemy widzieć szczęście już bez wahań, a także bez niepokoju. I w tym sensie rozumieć można dziwne zdanie Guyau, który szczęście, a tak samo i nieszczęście, ogranicza do przeszłości: „Szczęście i nieszczęście to już właśnie przeszłość, to znaczy coś, co już nie może być” [za: W. Tatarkiewicz, tamże].
III. Przyszłość – choć nie ma jej jeszcze – wpływa już na poczucie szczęścia i ocenę życia, wpływa nie mniej niż przeszłość. Nierzadko ona, i tylko ona, decyduje o tym poczuciu. Przeszłość? Wielu ludzi powiada: „Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr”. Pozostaje tylko teraźniejszość i przyszłość. A teraźniejszość? Wszak jest znowu tylko chwilą, a chwilę nawet najgorszą przetrzymam. Byłem wiedział, że będzie lepiej. Tak odczuwa to wielu ludzi. Świadomie czy nie, wiążą oni swe szczęście wyłącznie z przyszłością, mierzą je miarą tego, czego jeszcze nie ma, a może nigdy nie będzie. Ale oni tę przyszłość już przeżywają z góry i widzą ją jako dobrą czy złą i odczuwają jako dobrą czy złą. Zapewne zależy to od usposobienia: jedni żyją chwilą lub żyją retrospektywnie, a inni żyją prospektywnie. O ich szczęściu decyduje ufność w przyszłość, choćby była złudna, a o nieszczęściu nieufność, choćby była nieuzasadniona. Inna rzecz, że ufność czy nieufność często wywołana jest przez to, co przeżyli w przeszłości lub co teraz przeżywają. Jednakże wywołana jest nie zawsze: są niepoprawni optymiści, tak samo jak niepoprawni pesymiści, przewidujący przyszłość wbrew temu, czego nauczyła ich przeszłość i czego uczy teraźniejszość.
Lęk przed bólem dokucza nieraz więcej niż ból, a perspektywa zabawy cieszy więcej niż sama zabawa. Wyobraźnia bowiem retuszuje rzeczywistość, wzmacnia barwy i – życie, które najczęściej jest szare, bo złożone z barw zarówno jasnych, jak ciemnych, wyobraźnia albo wybiela, albo wyczernia.
Nie lękamy się przeszłości, skoro już minęła i często ją chwalimy, choć była zła. Teraźniejszości też się nie lękamy, bo wiemy, że niebawem minie, wszak samo jej istnienie nie jest niczym innym, jak zapadaniem się w przeszłość. Za to przyszłość całym swym ciężarem leży na naszej świadomości. I dlatego oczekiwanie zła i dobra znaczy dla nieszczęścia i szczęścia więcej niż ich wspominanie i nawet doznawanie. Przeszłość i teraźniejszość znaczą mniej niż perspektywy na przyszłość. Posiadanie znaczy mniej niż nadzieja.
Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość wpływają na to, jak przeżywamy kolejne chwile naszego życia, i każda z nich ma swój udział w zadowoleniu czy niezadowoleniu, jakie wynosimy z tych chwil kolejnych i zespalamy w ostateczne zadowolenie i niezadowolenie z całości życia. Każda zaś ma udział inny, a udziały ich splatają się ze sobą. Przeszłość zachowana w pamięci wpływa na odczuwanie teraźniejszości i przyszłości. Chwilę obecną nie tylko przeżywamy bezpośrednio, ale przez jej pryzmat widzimy również przeszłość i przyszłość. A tak samo przyszłość, zanim jeszcze przyszła, wpływa także na to, jak odczuwamy przeszłość i teraźniejszość. Oczekiwanie dobrej przyszłości pozwala zapomnieć o złej przeszłości i godzi ze złą teraźniejszością, a obawa złej przyszłości może zatrzeć wszystko dobre, co się dotąd przeżyło.
A rzeczywista przeszłość, rzeczywista teraźniejszość i rzeczywista przyszłość, nawet razem wzięte, nie decydują jeszcze o szczęściu i nieszczęściu. Obok nich bowiem działają: przeszłość, jakiej nie było (ale taka jaką widzimy w perspektywie czasu), a również teraźniejszość, jakiej nie ma, i przyszłość, jakiej nie będzie. Gdyż w szczęściu i nieszczęściu chodzi nie tylko o to, co było, jest i będzie naprawdę, lecz też o to, co my sobie wyobrażamy i odczuwamy.
Z tych chronologicznych rozważań nad szczęściem wynikają między innymi dwie rzeczy. Po pierwsze, że na tle wzajemnego stosunku przeszłości, teraźniejszości i przyszłości wyzwalają się deformacje rzeczywistości, oddziałujące na poczucie szczęścia. Deformacje te – zupełnie innej natury niż wywołane przez jakąś chorobliwą euforię czy depresję – nie stwarzają całkowitych fikcji, zmieniają natomiast perspektywiczny obraz rzeczy. Są to głównie złudzenia w lokalizacji. Dokładniej mówiąc: w lokalizacji w czasie przyczyn zadowolenia i niezadowolenia. Chwalimy bowiem i ganimy teraźniejszość za to, co pochodzi z przeszłości, i odwrotnie.
Po drugie zaś, wynika z tych rozważań: bezpośrednie doznawanie teraźniejszego dobra i zła jest tylko cząstką szczęścia i nieszczęścia, i to bynajmniej nie najważniejszą. Wspomnienie, a zwłaszcza oczekiwanie znaczy tyleż i więcej. Wyobrażenie znaczy nieraz tyleż i więcej niż wrażenie, oczekiwanie tyleż i więcej niż chwila obecna z całą jej realnością. A przez to o szczęściu stanowią również rzeczy, których nigdy nie było i których nigdy nie będzie. Stanowią o nim realne sprawy życia, doznawane na własnej skórze, ale nierealne stanowią też. Jeśli w chwilowej przyjemności i przykrości odbijają się przeszłość i przyszłość, to tym bardziej w szczęściu, które jest zadowoleniem z całości życia.
Z tym wiąże się w szczęściu przewaga czynników psychicznych nad fizycznymi. Nastawienie psychiczne uśmierza skutecznie ból. Nie potrzeba było Couêgo, by wiedzieć, że wolą i zabiegami czysto psychicznymi można opanować cierpienie i wzbudzać radość życia. Już Marek Aureliusz radził: „Pamiętaj przy każdym zdarzeniu, które cię do smutku przywodzi, o zasadzie: to nie jest nieszczęście”. Wołodyjowski mówił: „nic to”, by dodać sobie hartu. Wprawdzie jest i odwrotnie: przeżycia czysto fizyczne decydują nieraz o nastawieniu psychicznym, trwają we wspomnieniach, wyobrażeniach, jakie mamy o rzeczach, i w nadziejach, jakie żywimy na przyszłość. Siła czynników psychicznych polega na tym, iż obejmują przeszłość i przyszłość, podczas gdy czynniki fizyczne nie sięgają poza teraźniejszość. We wrażeniach korzystamy z tego tylko, co jest, a w wyobrażeniach również z tego, co było i będzie.
W tym wszystkim najbardziej szczególną rzeczą wydać się może tak bardzo ograniczony udział teraźniejszości w szczęściu i nieszczęściu. Wynik ten, niezgodny z potocznym poglądem, wyjaśnia się jednak dość łatwo: trzeba tylko pamiętać o tym, że pojęcie teraźniejszości jest używane dwuznacznie.
Do teraźniejszości należy w jednym rozumieniu to, co w danej chwili przeżywamy. Natomiast w drugim rozumieniu należy to wszystko, co w danej chwili istnieje. Nie wszystko zaś przeżywamy od razu w chwili, w której istnieje. Wiele z tego przeżywamy wcześniej, a wiele przeżyjemy później. Może nieraz upłynąć sporo czasu, zanim to, co się w tej chwili dzieje, dojdzie do naszej wiadomości. Co wówczas istniało, mogło już przestać istnieć.
Teraźniejsze zdarzenia przemijają w chwili, w której się dokonały, ale w przeżyciach naszych trwają dłużej. Przeżywamy je przeważnie nie przez jedną chwilę, lecz przez jakiś okres czasu, który może być krótszy czy dłuższy. Los na loterii pada w jednej chwili, ale ten na kogo padł, będzie się nim dłużej cieszyć, póki nie straci pieniędzy, które wygrał. Czyli to, co w rzeczywistości trwa chwilę, rozkłada się w naszym przeżyciu na cały okres czasu, a znów to, co przeżywaliśmy przez chwilę, trwa nieraz w rzeczywistości przez cały długi okres czasu.
Najczęściej bywa tak, że układ warunków, jaki istnieje w teraźniejszej chwili, istniał już w chwilach, które ją bezpośrednio poprzedziły, i istnieć będzie w tych, które przyjdą bezpośrednio po niej. Daje nam to podstawę, by te chwile poprzedzające i następujące łączyć z chwilą teraźniejszą, by włączyć je do niej. I tak rzeczywiście robimy. A wtedy teraźniejszość przestaje być chwilą i staje się okresem. Jest mianowicie okresem, w którym trwa ten sam układ warunków, co w teraźniejszej chwili. Jest okresem otaczającym z obu stron chwilą przeżywaną.
Okres ten idzie wraz z naszym życiem, posuwa się z nim naprzód. A przy tym posuwając się naprzód przesuwa się i przekształca. Nie obejmuje stałej ilości dni, miesięcy czy lat; niekiedy zwęża się do niewielu dni, a kiedy indziej rozszerza daleko w przyszłość i przeszłość, raz rozszerza się więcej na przeszłość, raz znów na przyszłość; w dniu, w którym zaczynamy nowy okres życia, dzień wczorajszy już jest nam przeszłością, gdy natomiast stajemy wobec zmienionych, a nie znanych nam warunków, to nasza teraźniejszość kończy się w dniu dzisiejszym, a jutrzejszy należy już do nieznanej przyszłości.
To pojmowanie teraźniejszości jako rozciągniętej w czasie jest jej normalnym pojmowaniem przez myśl potoczną. A jeśli tak ją pojmować, to czas nie dzieli się już na dwa okresy – przeszłość i przyszłość – oddzielone od siebie, niby linią, chwilą teraźniejszą, lecz dzieli się na trzy równorzędne okresy. Jak pisał Seneka: „Życie dzieli się na trzy okresy: na to, co jest, co było i co będzie”.
Udział tek pojętego okresu teraźniejszego jest w szczęściu i nieszczęściu ludzkim naturalnie, inny niż udział samej tylko chwili teraźniejszej. Udział chwili jest nikły; jest ona więcej materiałem niż przedmiotem zadowolenia. Natomiast udział okresu teraźniejszego jest rozległy. O tej teraźniejszości nie można już powiedzieć, że minęła, zanim zdążyliśmy ją sobie uświadomić. Ona nie jest już tylko każdą ostatnią chwilą przeszłości czy każdą pierwszą chwilą przyszłości. Nie jest już samym tylko materiałem szczęścia, jest jego przedmiotem. Kto jest z niej zadowolony, ten ma już dużą część z tego, co potrzebne do zadowolenia z całości życia. Ogromną większość ludzi przeszłość dawniejsza nie grzeje ani nie ziębi, ale przeszłość bliska, wczorajsze bóle i radości tak samo cieszą i bolą jak dzisiejsze. Większość ludzi nie myśli też o dalekiej przyszłości, natomiast jutro jest dla nich nie tylko równie ważne, ale ważniejsze niż dzień dzisiejszy.

Pomyślny los...

: wt 31 gru 2013 10:41
autor: Janina
Minęły Święta Bożego Narodzenia, minął smutny… i wrócił radosny nastrój… Dzisiaj ostatni dzień roku 2013, który dla mnie był dobry. Sylwestra spędzę w domu z mężem i bardzo się z tego cieszę, cieszę się, że jest nam dobrze, tak jak jest.
I dalej… W.Tatarkiewicz: Stosunek przyjemności i szczęścia zmienia się całkowicie zależnie od tego, w jakim rozumieniu wzięte jest szczęście… Szczęście psychologiczne jest przyjemnością, najbardziej intensywną i ekstensywną. Szczęście życiowe (pomyślny los) i etyczne (posiadanie dóbr) jest przyczyną przyjemności. A szczęście w sensie zadowolenia z życia jest, odwrotnie, skutkiem doznanych przyjemności. I samo, jako zadowolenie, jest przyjemnością. Ale niekoniecznie intensywną: wśród przyjemności wyróżnia się nie intensywnością, lecz reprezentatywnością, tym iż jest wskaźnikiem, że człowiek doznawał wielu przyjemności. Jest tu jak z książką i jej tytułem: tytuł jest wyrazem tak samo jak wyrazy należące do tekstu, ale ma inne znaczenie przez to, że reprezentuje całą książkę.
O szczęściu stanowi dodatni bilans życia, jeśli jest dodatnio odczuty. Jest więc ono podwójnie związane z przyjemnościami. Bo odczuwanie dodatnie jest przyjemnością. A do życia o dodatnim bilansie musiały wchodzić przyjemności.
Związek szczęścia z przyjemnościami nie jest tak ścisły, jakby się mogło wydawać. Po pierwsze, odczucie dodatniego bilansu życia jest przyjemne, ale wielu ludzi bilans ten robi rzadko, rzadko zastanawia się nad swym szczęściem. A po wtóre, na dodatni bilans życia może się składać więcej albo mniej doznanych przyjemności.
Marzy się o szczęściu jako paśmie stanów przyjemnych – ale ono nim zazwyczaj nie jest. Zazwyczaj nie brakuje w nim też przykrości. Życie złożone z samych przyjemności nie jest do szczęścia niezbędne. Ilość ich nie decyduje o tym, czy życie jest szczęśliwe. Jak pisał Malebranche [za: W.Tatarkiewicz], nie każda przyjemność przyczynia się do szczęścia. Tak samo jak nie każda przykrość staje szczęściu na przeszkodzie. Człowiek – mówi znany psycholog McDougall – może być nieszczęśliwy doznając przyjemności, może nawet doznawać ich wiele, jedna po drugiej, nie przestając być nieszczęśliwym. I tak samo może być szczęśliwy doznając cierpień, i to nie tylko fizycznych. W szczególności można być szczęśliwym bez upojeń. I dlatego, posługując się dwuznacznością, powiemy, że można być szczęśliwym nie doznając szczęścia…
Jestem szczęśliwa… chociaż nie doznałam szczęścia… biorąc pod uwagę moje możliwości startu w samodzielne życie… jestem zadowolona z „miejsca”, w którym jestem, dziękuję za pomyślny los…
Życzę tego samego wszystkim Czytelnikom…

Pomyślny los...

: czw 09 sty 2014 8:14
autor: Janina
Są dni, gdy nie chce mi się żyć, czuję się zmęczona, oszukana przez los… nie lubię tych dni i siebie, męczę się ze sobą. Najczęściej związane jest to z brakiem pieniędzy na codzienne potrzeby. Kłócę się z losem… dlaczego ja… dlaczego musiałam opiekować się Mamą przez 10 lat i teraz muszę opiekować się mężem… czy ktoś zaopiekuję się mną? Czy kiedyś nadejdą takie dni, kiedy będę mogła pomyśleć o sobie? Wtedy wsiadam do samochodu i jadę przed siebie… najczęściej na działkę, biorę łopatę i pracuję… sprawdziłam, że wysiłek fizyczny poprawia samopoczucie. Staram się myśleć pozytywnie, udaje mi się i wracam do normy. Moje życie oceniam w innych barwach. Było i jest ciekawe, mogę powiedzieć dynamiczne… Przecież jest dobrze. Mam pracę, tak właściwie wróciłam do początków… moja pierwsza praca to było prowadzenie sekretariatu w Wojewódzkiej Federacji Sportu, obecna – prowadzę sekretariat Katedry Zespołowych Gier Sportowych. Pracuję dla wspaniałych ludzi, mam wspaniałego szefa i kontakt ze sportem. Życie prywatne także układa się tak, jak zawsze chciałam, tzn. mam spokój, nikt na mnie nie krzyczy i mnie nie bije, zawsze chciałam sama kierować swoim życiem i tak właśnie jest… A pieniądze? No cóż, nigdy ich nie miałam za dużo, bo ciągle coś "buduję" powinnam się przyzwyczaić - tym razem zrealizowałam swoje marzenie – ogrodzenie na działce… Zawsze też pomagałam innym i los o tym dobrze wie, że nie umiem życia dla siebie, los wie, co dla mnie jest najlepsze… Trochę brakuje mi męża (zdrowego) przy samochodzie (zmiana koła, gdy coś w nim się zepsuje), co prawda uczę się i coraz więcej umiem przy nim sama zrobić. Więc dlaczego narzekam i kłócę się z losem? Może dlatego, żeby po powrocie do równowagi psychicznej docenić to, co mam i kochać życie…
Uparcie i skrycie
och życie kocham cię, kocham cię
kocham cię nad życie
Jem jabłko winne
I myślę ech ty życie łez mych winne
Nie zamienię cię na inne…