Mapa biograficzna w moim ujęciu – zamieszczona na stronie – jest odwzorowaniem środowiska niewidzialnego, obejmującego to, co zachowała pamięć uczuciowa, długoterminowa, obrazowa, zmysłowa. Elementy mapy biograficznej powstawały w trakcie biegu życia – dzieciństwa, młodości i dorosłości. Na mapie wyznaczyłam także miejsce dla siebie na emeryturze – Morzęcin Mały/Wrocław albo Wrocław/Morzęcin Mały – najpiękniejsze miejsca na Ziemi, w moich planach, a było to prawie 10 lat temu, marzyłam: dzieci mają swoje rodziny - są samodzielne, mąż będzie pracował, a ja spędzam czas w domu, opiekuję się Mamą, piszę doktorat i/lub książkę– spada ze mnie obowiązek odpowiedzialności za rodzinę. Tymczasem… otrzymuję niską emeryturę, Mama umiera, mąż zachorował i otrzymuje najniższą rentę, dzieci nadal oczekują pomocy… Aby utrzymać dotychczasowy poziom życia podejmuję pracę, nie jest to praca, którą wykonywałam wcześniej, ale dziękuję losowi, że ją mam (pracuję nadal). Opiekuję się mężem, dzieciom pomogłam – oddałam co miałam, przenieśliśmy się z mężem do mieszkania jednopokojowego (długo przystosowywałam się do nowego miejsca). Przekonałam się, że odpowiedzialność za siebie trwa do końca życia. Dzisiaj mogę powiedzieć, że udało mi się wrócić do równowagi psychicznej i odnaleźć szczęście, tzn. poczucie, że dobrze przeżyłam wcześniejsze lata, dobrze żyję i dobrze się ma moja rodzina. Plany związane z pisaniem nadal pozostają w sferze marzeń… być może los pozwoli mi je zrealizować…? A jeżeli nie, trudno, nie jest to dla mnie najważniejsze… Dzięki Mamie już sobie trochę "popisałam" i nadal od czasu do czasu (jak dzisiaj) coś "wrzucę" na stronę.
Szczęście rozumiem jako coś dodatniego, nie oznacza ono dla mnie jakiegoś wielkiego dobra i naczelnego celu w życiu. Pomyślność nie może w ogóle być celem działania, bo jest tym, co człowieka spotyka niezależnie od jego działań. A sama przez się nie jest tak wiele warta; warta jest dopiero, gdy jest uświadomiona, odczuta, wyzyskana. Ten, kogo spotkało szczęście (w znaczeniu obiektywnym), nie zawsze doznaje szczęścia (w znaczeniu subiektywnym). A wtedy szczęście obiektywne staje się mało wartościowe albo zupełnie bezwartościowe. Wprawdzie ludzie, pragnąc pomyślnego losu, liczą, że będzie dla nich źródłem radości, że im uprzyjemni życie, ale to oczekiwanie nieraz zawodzi. Stare polskie przysłowie mówiło: ”Srzędnie szczęście najlepsze”. Dawało ono wyraz przekonaniu, że największa pomyślność nie zawsze daje największych radości….
W chwilach zwątpienia sięgam do książek, dzisiaj najchętniej czytam opracowania filozoficzne. Odnajduję w nich sposoby radzenia sobie z przeszkodami na drodze życia, które intuicyjnie wykorzystywałam w swoim. Jak pisze W. Tatarkiewicz: Jedni umieją dobrze filozofii uczyć, a inni umieją wedle niej żyć. Jeden umie zbierać argumenty, a inni – oddawać im władzę nad sobą. Ci są pisarzami filozoficznymi, a inni filozofami, jeśli być filozofem to znaczy filozoficznie żyć. Cyceron był świetnym pisarzem filozoficznym, natomiast filozofem mógł być któryś z jego czytelników, który dzieł filozoficznych nie pisał i pozostał nieznany, ale który to, co przeczytał u Cycerona, wcielił w życie.
Zapraszam do lektury, właśnie traktat „O szczęściu” Władysława Tatarkiewicza pomógł mi odnaleźć w sobie radość… zapraszam
Przeszkody w szczęściu
Z mnogością rzeczy i wydarzeń, mających znaczenie dla szczęścia człowieka, jedne się do niego przyczyniają, a inne mu przeciwdziałają; jedne są czynnikami szczęścia, a inne są przeszkodami w szczęściu… [Władysław Tatarkiewicz, O szczęściu. PWN, Warszawa 2008].
1. Przeszkody zewnętrzne
W mniemaniu ogółu największymi przeszkodami dla ludzkiego szczęścia są niektóre wydarzenia zewnętrzne. Przede wszystkim: choroby i śmierć, straty i poniżenie, one są głównymi przeszkodami. Bo ludzie pragną żyć i z żywymi obcować, pragną posiadać i zaspokajać ambicje. Cierpią więc, gdy tracą życie, bliskich, własność czy stanowisko.
Od chorób i śmierci, zubożenia i poniżenia zaczyna się stara księga cierpienia ludzkiego, Księga Hioba: poniósł on straty, gdy Sabejczycy zabrali woły jego i oślice, ogień boży, spadłszy na owce i sługi jego, spalił je, a Chaldejczycy zabrali mu wielbłądy; doznał śmierci bliskich, gdy dom zawaliwszy się przytłukł dzieci jego; doznał choroby, gdy ciało jego pokryły wrzody, a tylko ropę skorupą obskrobywał, siedząc na gnoju; doznał poniżenia, gdy dawni przyjaciele karcili go jeszcze za winy jego i naśmiewali się z niego.
Te przeszkody w szczęściu są natury bądź biologicznej, bądź społecznej: śmierć jest faktem biologicznym, a poniżenie – społecznym. Warunki społeczne, w jakich człowiek żyje, mogą natomiast przyczynić się do jego śmierci, a biologiczne, jak kalectwo czy brzydota, do jego poniżenia. Przeszkody biologiczne dotykają całą ludzkość: przed śmiercią i wielu chorobami nie ma ucieczki, a od starości może uchronić tylko wczesna śmierć. Społecznych natomiast przeszkód niejednemu udało się uniknąć, są tacy, co przez całe życie opływają w dostatki i godności. Jednakże przeszkody nie są mniej dotkliwe przez to, że nie są powszechne i nieuchronne; przeciwnie, świadomość, że mogłoby być inaczej i że innym jest lepiej, czyni je jeszcze dotkliwszymi: niejednemu ubóstwo czy zdeklasowanie dokuczyły więcej niż choroby, a są i tacy, co wolą śmierć niż poniżenie.
Przeszkodom zewnętrznym, zarówno biologicznym, jak społecznym, wspólne są pewne właściwości:
1) Przeszkody te nie są przeszkodami dla wszystkich, a w każdym razie nie są nimi w równym stopniu. Nie tylko dlatego, że niektórzy żyją dłużej, mniej chorują, mniej znoszą niedostatku i poniżenia, ale również dlatego, że nie wszyscy są równie przywiązani do życia, własności czy godności. Jednemu myśl o śmierci zatruwa życia, drugi o niej nie myśli. Nie wszyscy mają równe aspiracje majątkowe i społeczne. A w ciągu życia zmieniają się przywiązania i ambicje. Starsi przywiązują się do majątku, który beztrosko tracili za młodu. Śmieją się z ambicji własnego dzieciństwa i młodości, a wtedy nie przypuszczali, że tkwią w nich ambicje późniejsze.
2) Przeszkody działają nie tylko wówczas, gdy się pojawiają. Przez śmierć ludzie cierpią nie tylko w momencie śmierci, a tak samo przez straty i poniżenia nie tylko w momencie straty i poniżenia. Lęk przed śmiercią może trwać lata, a sama śmierć jest jedną chwilą. W samej zaś chwili, gdy umiera człowiekowi ktoś bliski, gdy bankrutuje bank, w którym miał oszczędności, gdy władze podpisują jego dymisję, on może o tym nie wiedzieć i nie martwić się z tego powodu.
3) Przeszkody są odczuwane w wieloraki sposób. W szczególności poniżenie: człowiek cierpi, gdy nie posiada zalet, a także wówczas, gdy je posiada, lecz inni ich nie uznają. Cierpi, gdy jest potępiony niesłusznie, ale i wtedy, gdy słusznie. Cierpi, gdy widzi w sobie braki, choćby nikt mu ich nie wypominał, a również, gdy mu ktoś wypomina braki, choćby ich sam nie uznawał. A już szczególnie człowiek o wygórowanych ambicjach jest cały wystawiony na raniące strzały, jak św. Sebastian na renesansowych obrazach: bo pragnąc nie tylko posiadania zalet, ale i uznania za nie, uzależnia się od ludzi i ich zmiennych gustów.
4) Przeszkodami w szczęściu są nie tylko przeszkody własne. Istnieje pod tym względem wieloraka solidarność między ludźmi. Każdy doznaje, naturalnie, tylko własnego cierpienia, ale może ono mieć źródło nie tylko we własnych jego sprawach. Cudzą śmiercią ludzie martwią się nieraz więcej niż własną, zwłaszcza ci, co nie mają skłonności do martwienia się z góry. A choć niemało jest cudzych strat, które ludzie nie grzeją ani nie ziębią, to jednak żałują nieraz cudzego mienia, zwłaszcza jeśli było własnością bliskich, dziełem sztuki czy pamiątką historyczną.
Ludzie skłonni są w pewnych wydarzeniach dopatrywać się przeszkód na drodze do szczęścia, mianowicie w takich, które powodują straty: utratę życia, zdrowia, majątku czy stanowiska. Jednakże utrata majątku niewiele znaczy dla tego, kto zaraz zrobi nowy, ani utrata stanowiska, jeśli otrzyma inne, ani utraty zdrowia dla tego, kto o nim nie myśli. Przeszkodą w szczęściu jest dopiero trwały ujemny stan rzeczy; stan taki wytwarza się przez utratę bliskich, zdrowia, majątku czy pozycji, ale może też powstać bez nich. Polega on na braku tego, co człowiekowi potrzebne, na czym mu zależy: braku ludzi, których kochał, braku środków do życia, braku pozycji społecznej, a także braku wolności, braku serdecznych stosunków z ludźmi, braku zajęcia.
To pierwsza korekta, jaką należy wprowadzić do zwykłego poglądu na przeszkody stojące na drodze do szczęścia; są nimi właściwie nie straty, lecz – braki. Brak każdej rzeczy niektórzy ludzie odczuwają silniej, gdy ją poprzednio mieli a stracili; tak jest z majątkiem, ze zdrowiem, z przyjaciółmi, stanowiskiem, z wolnością. Inni natomiast najwięcej boleją nad tym, że rzeczy tych nigdy nie zaznali. Pojęcia straty i braku są tak szerokie, ogólnikowe i rozciągliwe, że najróżnorodniejsze przeszkody można w nich zmieścić. Niewolę można rozumieć jako utratę wolności, zapoznanie jako brak uznania, a nieszczęśliwą miłość jako brak wzajemności czy zrozumienia.
Ponadto potrzebna jest jeszcze druga korekta potocznego poglądu na przeszkody w szczęściu, bodaj ważniejsza; że nie wszystkie przeszkody w szczęściu pochodzą z zewnątrz, bo poza nimi są inne, które tkwią w samym człowieku. Nie wszystkie są biologiczne i społeczne, są również i czysto psychiczne.
2. Zwalczanie przeszkód zewnętrznych
Z przeszkodami zewnętrznymi, biologicznymi i społecznymi większość ludzi usiłuje walczyć, przeważnie jednym najprostszym sposobem; stara się je usunąć. Poszczególni ludzie istotnie umieją je usuwać: skutecznie ochraniają swe zdrowie, majątek, stanowisko, życie. Niemniej przeszkody biologiczne jak stały, tak stoją szczęściu na przeszkodzie. Nie pomogły wysiłki indywidualne i zbiorowe. Można – patrząc na bezskuteczność tych wysiłków – dojść do przekonania, że przeszkody biologiczne są nieusuwalne, bo tkwią w samej naturze organizmów ludzkich. Podobnie jest z przeszkodami społecznymi: ulepszony ustrój społeczny skutecznie z nimi walczy; niemniej i tu zawsze może się zdarzyć, że ktoś ma wygórowane ambicje, nie może znaleźć uznania i jest przez to nieszczęśliwy. Usunąć tego rodzaju przeszkody jest trudno. I od dawna zaczęto szukać innego sposobu walki z nimi.
Inny sposób walki opiera się na zasadzie: czego nie można usunąć, to trzeba unieszkodliwić. Najpewniej zaś unieszkodliwić przeszkodę, jeśli usuniemy się spod jej wpływu, jeśli nie będziemy na nią reagować. Gdy nad czymś nie możemy panować, to uczyńmy przynajmniej, by to coś nie panowało nad nami; gdy zła nie możemy się pozbyć, to przynajmniej usiłujemy się odeń uniezależnić. Jeśli nie możemy zmienić warunków biologicznych i społecznych, to nie pozostaje nam nic innego, jak starać się o zmianę warunków psychicznych, na nie przerzucić ciężar starania się o szczęście. Doświadczenie uczy, że działanie przeszkód zmienia się zależnie od postawy, jaką wobec nich zajmujemy. Brak majątku nie dolega, jeśli o majątek nie zabiegamy, ani brak stanowiska, jeśli nie posiadamy takich ambicji. Tylko przy pewnym usposobieniu myśl o śmierci wywołuje lęk lub depresję. A jeśli ich nie wywołuje, to nie jest przeszkodą w szczęściu.
Braku nie odczuwamy, gdy nie odczuwamy potrzeby. Albo gdy jesteśmy doń przyzwyczajeni i uważamy go za naturalny. Wedle klasycznego porównania Pascala: Któż cierpi przez to, że ma tylko jedne usta? A kto nie cierpi przez to, że ma tylko jedno oko? [B. Pascal, Myśli, I, 4]. Od człowieka samego zależy, czy przeszkody, jakie ma w życiu, będą mu dokuczać więcej czy mniej lub też wcale nie będą dlań przeszkodami. Jeśli nie może odwrócić zła, może przynajmniej zmienić siebie, swoje myśli, potrzeby, przyzwyczajenia. Nie przyzwyczajaj się do rzeczy, a nie będą ci konieczne. Nie mów sobie, że są ci nieodzowne, a nie będą nimi – pisał Epitet. Podobnie twierdził Marek Aureliusz: Jeśli trapi cię jakiś przedmiot zewnętrzny, to nie on ci dolega, ale twój sąd o nim, a ten zmienić jest w twojej mocy. A Seneka: Człowiek jest nieszczęśliwy tylko w tym stopniu, w jakim się za nieszczęśliwego uważa. Stanowisko to może mieć kilka odmian. Jedna jest taka: chcąc unieszkodliwić zło, trzeba je usunąć ze świadomości, zapomnieć o nim, traktować je tak, jakby nie istniało. Gdy nie będę myśleć o śmierci, przestanie być dla mnie straszna.
Albo wzbudzić w sobie przeświadczenie, że zło, jakie mnie spotyka, nie jest ważne. Że np. nieważna jest krótkość życia, jeśli można je przeżyć intensywnie, że nieważny jest niedostatek, skoro można posiąść dobra duchowe.
Albo wzbudzić przeświadczenie, że rzekomo zło wcale nie jest złem. Nie jest nim np. ból, bo wzmaga wytrzymałość i umacnia charakter; śmierć nie jest zła, bo kładzie koniec cierpieniom; nie jest złem starość, bo ma swoje radości, których tylko młodość nie dostrzega.
Albo, wreszcie uświadomić sobie, że rzekomo zło nie istnieje naprawdę, że jest jedynie fikcją umysłu. Lękamy się wielu rzeczy, które są tylko wytworami naszej wyobraźni. Martwimy się krótkością życia, a tymczasem nie jest ono krótkie; to tylko my je krótkim robimy. Tylko małą część życia żyjemy naprawdę, jak mówił Menander, a za nim powtarzał Seneka [za: W. Tatarkiewicz, tamże].
We wszystkich tych czterech kierunkach filozofowie-moraliści rozwijali swą naukę. I walczyli z ludzkim nieszczęściem i niedostatecznym szczęściem tymi czterema sposobami: puszczaniem zła w niepamięć, bagatelizowaniem go, przewartościowywaniem rzeczy i oświecaniem umysłów.
3. Przeszkody wewnętrzne
Filozofowie starożytni, którzy pogląd ten zapoczątkowali, dali mu także postać bardziej skrajną. Jeśli zaczęli od tego, że psychicznymi środkami chcieli zwalczać przeszkody biologiczne i społeczne, to skończyli na tym, że wszystkie przeszkody w szczęściu uznali za psychiczne. Zaczęli od nowego poglądu na walkę z przeszkodami, skończyli na nowym poglądzie na same przeszkody. Wszystko, co dzieje się poza nami, jest obojętne, a ważne tylko to, co dzieje się w nas. Nawet śmierć nie jest wcale przeszkodą – jeśli się jej nie lękamy; ani też ból – jeśli jesteśmy wytrzymali; przeszkodą jest naprawdę tylko lęk i niewytrzymałość. Sprawy biologiczne są co najwyżej przeszkodami pośrednimi i względnymi – dla tych, którzy się nimi przejmują.
W gruncie rzeczy, wedle tego poglądu, nie ma w szczęściu przeszkód biologicznych i społecznych, są tylko psychiczne. Filozofowie głoszący ten pogląd znajdują się na przeciwnym biegunie poglądu potocznego, który tamte przeszkody uważa za istotne. A różnym poglądem na naturę przeszkód odpowiada też różny pogląd na sposób, w jaki się można od nich uwolnić. Jeden każe reformować rzeczy, drugi zaś wyłącznie tylko samego siebie.
Klasyczne sformułowanie tego drugiego poglądu znajdujemy w obu systemach hellenistycznych: w nauce Epikura i w nauce stoików.
1) Wedle Epikura żadna rzecz zewnętrzna nie unieszczęśliwia ludzkości, natomiast unieszczęśliwia ją lęk przed rzeczami. Jest to lęk poczwórny; lęk przed bogami, przed śmiercią, przed cierpieniem i przed niemożnością zdobycia szczęścia. Na ten poczwórny lęk filozofia Epikura szukała poczwórnego lekarstwa – tetrafarmakon. I znalazła je w samym umyśle: w uświadomieniu sobie i wzbudzeniu przekonania, że rzeczy, których się lękamy, nie są groźne. Bo istotnie od bogów nie grozi nic złego, gdyż (wedle deterministycznej fizyki Epikura) w świecie wszystko dokonuje się wedle stałych praw i nie ma w nim miejsca na interwencję boską. Nie grozi nic od śmierci, bo póki my jesteśmy, śmierci nie ma, a gdy jest śmierć, nie ma nas. Niewiele grozi też od cierpienia, bo cierpienie długie nie bywa intensywne, a intensywne nie jest długie. Nieosiągalność zaś szczęścia jest wymysłem ludzkim; osiągniemy je, bylebyśmy się rządzili rozsądkiem i nie lękali się tego, czego nie potrzeba się lękać.
Nie rzeczy są straszne, ale jedynie lęk przed rzeczami. Nie ma zewnętrznych wrogów szczęścia; wrogiem własnego szczęścia może być tylko sam człowiek. Szczęście i nieszczęście nie są rzeczą zewnętrznych okoliczności życia, lecz wewnętrznego do nich stosunku. Szczęście i nieszczęście są w nas i od nas zależą. Lukrecjusz sławił Epikura jako tego, który pierwszy zrozumiał, że człowiek nawet przy najpomyślniejszych warunkach życia może być nieszczęśliwy, ale że od niego samego zależy, by nieszczęście swe zmienić w szczęście. Dajcie mi – mówił Epikur – kawałek chleba i trochę wody, a Jowiszowi w szczęściu dorównam [za: W.Tatarkiewicz, tamże]. Wiedział dobrze, że więcej jest do szczęścia potrzebne, ale był przekonany, że to „więcej” jest w nas.
2) Stanowisko to w jego osnowie podzielali stoicy. Dzieliło ich tylko to, że widzieli źródło nieszczęścia w niewłaściwych potrzebach i dążeniach człowieka, a epikurejczycy – w jego błędnych poglądach i przesądach; pierwsi widzieli też drogę do szczęścia przede wszystkim w poprawie charakterów, drudzy – w poprawie umysłów. Kto się uwolni – mówili stoicy – od potrzeb, popędów, namiętności, afektów, ten będzie szczęśliwy. Będzie szczęśliwy – mówili epikurejczycy – kto uwolni się od przesądów.
A jedni i drudzy twierdzili, że cierpienia, na jakie ludzie się skarżą, są przeważnie bezprzedmiotowe, niepotrzebne, dadzą się uniknąć. Więcej jest rzeczy, które nas trwożą, niż tych, co nas gnębią. Niepotrzebne jest w szczególności cierpienie z powodu zła przeszłego i przyszłego. O cierpieniach mających źródło w przeszłości powiada Seneka, że nie jest to racja być nieszczęśliwym, dlatego, że się nim kiedyś było. A wobec lęku przed złą przyszłością pisze, że cierpi więcej niż trzeba, kto cierpi wcześniej niż trzeba. A nawet gdy mamy realną przyczynę cierpienia, to często cierpimy więcej niż trzeba. Jedne cierpienia – jak pisze Seneka – męczą nas więcej niż powinny, inne męczą wcześniej niż powinny, a jeszcze inne męczą, choć wcale męczyć nie powinny.
3) Ci starożytni byli zdania, że człowiekowi przeszkadzają w szczęściu afekty; bądź jeden afekt, mianowicie lęk (tak sądzili epikurejczycy), bądź nawet (jak mniemali stoicy) wszystkie afekty, które sprowadzali do czterech: zawiści i pożądliwości, smutku i lęku. Nowożytna zaś psychologia odnalazła inne jeszcze, poza afektami, stany psychiczne, które tak człowieka unieszczęśliwiają. Stanowią one trzy grupy stanów, zupełnie różnych, a nawet przeciwstawnych sobie. Jedna ich grupa obejmuje nudę, brak zainteresowania, depresję, zniechęcenie. Druga – na przeciwnym krańcu – nadmierne podniecenie i niepokój. Wreszcie trzecia obejmuje stany w rodzaju tych, jakich doznaje się przy kompleksie niższości lub w poczuciu grzeszności. Mogą one zepsuć nawet takie życie, którego warunki są najświetniejsze.
Do nich sprowadza się owe osiem „przyczyn nieszczęścia” nowoczesnego człowieka, które Bertrand Russel wymienia w swym Podboju szczęścia. Są to: 1) życie bierne, oderwane od rzeczywistości (bo człowiek przystosowany jest do walki o byt; życie bez walki i wysiłku nie może go zadowolić); 2) ale również życie nazbyt czynne i nazbyt podniecone (jakim jest zwłaszcza życie ludzi interesów, zbyt niespokojne, by mogło być szczęśliwe); 3) nuda i przesycenie (nudzimy się wprawdzie mniej niż nasi przodkowie, ale gorzej od nich znosimy nudę); 4) zmęczenie (zwłaszcza zmęczenie uczuciowe, bo umysłowe i mięśniowe znajduje lekarstwo we śnie); 5) zazdrość (odgrywająca w życiu nowoczesnego człowieka ogromną rolę); 6) poczucie grzeszności (będące skutkiem tradycyjnej moralności, niesłusznie skupiającej całą uwagę człowieka na własnej jego osobie); 7) mania prześladowcza (mająca zazwyczaj źródło w przesadnym mniemaniu o własnej wartości) i lęk przed opinią.
Stanowisko starożytnych, a w szczególności stoików, którzy chcieli wpływać na szczęście ludzi kierując się potrzebami, niezupełnie i dziś jest przestarzałe; psychologowie kliniczni robią dziś to samo, czego chcieli stoicy: usiłują odwodzić ludzi od pewnych potrzeb, a wzbudzać w nich inne, korzystniejsze dla ich dobrego poczucia i szczęścia.
4. Zwalczanie przeszkód wewnętrznych
Pogląd filozofów na przeszkody w szczęściu stanowi niezbędną korektę poglądu potocznego: uczy, że przeszkody zewnętrzne, biologiczne i społeczne mogą nieraz być usunięte sposobami psychicznymi oraz że istnieją także przeszkody psychiczne, równie groźne, jeśli nie groźniejsze niż tamte. Ale i on sam wymaga korekty, gdy przyjmuje skrajną postać i twierdzi, że a) wszelkie przeszkody są tylko psychicznej natury i że b) przeszkody psychiczne są w naszej mocy i przeto są usuwalne.
Przynajmniej to drugie twierdzenie nie całkowicie odpowiada rzeczywistości. La Rochefoucauld pisał: Filozofia łatwo triumfuje nad cierpieniami przeszłymi i przyszłymi, ale cierpienia teraźniejsze triumfują nad nią [La Rochefoucauld, Maksymy]. Lęku czy niepokoju, depresji czy poczucia niższości, nieufności do życia czy przekonania o jego bezwartościowości nie zawsze można się wyzbyć. Inaczej myśli tylko ten, kto je obserwuje u innych, a sam nie odczuwa, i patrząc z zewnątrz widzi, że nie ma do nich dostatecznego powodu. Ale ten, kto je odczuwa, jest przekonany, że powód istnieje; a jeśli nawet powód jest urojony, to dla niego jest nie mniej ważny. Uczucia nie są łatwiejsze do opanowania, gdy są nieuzasadnione: nie wystarczy poznać ich bezprzedmiotowość by się ich pozbyć. A poza tym – lęki i niepokoje nie zawsze mają powód urojony: w życiu przeciętnego człowieka dość jest do nich realnych powodów. Wprawdzie perswazją czy innymi środkami można usuwać uczucia nie tylko urojone, ale nawet mające powody jak najbardziej realne – jednakże nie zawsze. Jeśli zaś psychiczne przeszkody w szczęściu nie dadzą się usunąć, to upada cała konstrukcja stoicko-epikurejska.
I nie zawsze jest dobrze zwalczać przeszkody sposobami psychicznymi, a nieraz można je zwalczać sposobami innymi niż psychiczne:
1) Zwalczanie przeszkód psychicznych ma nie tylko swe trudności, ale i swe niebezpieczeństwo; bo usuwając dyspozycje powodujące cierpienie, usuwa się przez to i te, które powodują radości. Kto zobojętniał dla spraw materialnych, ten nie martwi się stratą, ale także nie cieszy się zyskiem.
Jeśli potrzeby i afekty są przeszkodą w szczęściu, to dwa są sposoby, aby je zwalczać: jeden, radykalny, polega na tym, by się ich całkowicie czy przynajmniej jak najwięcej wyzbyć, żyć bez potrzeb i afektów; drugi zaś na tym – by inaczej nimi pokierować. Starożytni, zwłaszcza stoicy, skłaniali się do pierwszego sposobu, a właśnie ten jest nie tylko trudny, niezgodny z naturą ludzką, ale i mało korzystny, bo usuwając szanse nieszczęścia, zmniejsza zarazem szanse szczęścia.
2) Tak samo jak istnieją psychiczne sposoby do zwalczania przeszkód fizycznych, istnieją również fizyczne sposoby do zwalczania przeszkód psychicznych. Pewne ruchy zmieniają bieg myśli i uczuć: tego, kto klęknie, odbiega gniew, bo niepodobna się gniewać, gdy się jest na klęczkach. Czynności, które ktoś wykonuje i na których musi skupić uwagę, odrywają go najskuteczniej od przykrych myśli. Różaniec – mówi Alain [za W.Tatarkiewicz, tamże]– jest wynalazkiem godnym podziwu, gdyż zajmuje nie tylko palce, ale i myśli. Pianistę, który z lękiem wszedł na estradę, lęk opuszcza z chwilą, gdy zaczyna grać: to ruchy palców pochłaniają jego uwagę i uwalniają od lęku. Bezsenność dlatego jest tak dotkliwa, że myśl jest wtedy nazbyt wolna. Niekiedy wystarczy zmienić wyraz twarzy, by zmienić też usposobienie: kto w złym usposobieniu przemoże się i przyjmie wyraz twarzy zadowolony, pogodny i życzliwy dla ludzi, ten ani się spostrzeże, kiedy i usposobienie jego dostosuje się do wyrazu twarzy. Gdy chłopiec jest w kłopocie, niebezpieczeństwie lub ma przykrość – tak radził Baden-Powell skautom – powinien zmusić się do uśmiechu, a to natychmiast zmieni jego pogląd na świat.
Dlatego życie towarzyskie, wizyty, ceremonie, uroczystości były zawsze cenione, bo podczas nich ludzie muszą się tak zachowywać i wyglądać, jak gdyby byli zadowoleni; a do tego wyglądu łatwiej przyłączy się rzeczywiste poczucie zadowolenia. Takie zachowanie się jest wprawdzie komedią, ale nie bez słuszności powiedziano, że „ta komedia uwalnia od tragedii”.
3) Przeszkody w szczęściu mogą być również zwalczane przez antidota: przez pozyskiwanie czynników szczęścia. Rzeczy, które człowieka bolą, a których nie może usunąć, będą go mniej bolały, jeśli pozyska inne rzeczy, które go cieszą. Co więcej: antidota można odnajdywać nawet w samych przeszkodach. Można same cierpienia robić źródłem radości: nie ignorować ich, jak tego uczyli filozofowie starożytni, lecz wyzyskiwać dla szczęścia. Nie stępiać wrażliwości na cierpienia przez rodzaj iluzjonizmu czy autosugestii, lecz cofać się w głąb swej świadomości, do której nie mają dostępu powierzchowne cierpienia: tego uczy chrystianizm. Zresztą i wśród doktryn filozoficznych starożytności jest jedna bliska tej nauce religijnej, mianowicie platonizm. Gdy pogląd epikurejsko-stoicki usiłuje pomniejszyć źródła nieszczęścia ludzkiego, to pogląd chrześcijańsko-platoński nie pomniejsza ich, ale twierdzi, że źródła szczęścia są jeszcze mocniejsze.
4) Co więcej, niektóre przeszkody zwalczają się najskuteczniej same bez naszego udziału. Ostrze ich stępia się samo przez się, ludzie prędzej czy później przestają na nie reagować i zbędny staje się wysiłek, jakiego domagali się stoicy. Bo wyczerpują się i zmieniają potrzeby i pragnienia – i ludzie przestają odczuwać to, co przedtem uważali za brak.
5. Śmierć
Fakt, że przeszkody same przestają działać, występuje szczególnie jaskrawo w stosunku człowieka do śmierci. Jest ona przeszkodą w szczęściu, bo wzbudza lęk. Ale rzecz w tym, że wzbudza go nie zawsze. W młodości człowiek, zwłaszcza taki, którego nie dotknęła śmierć bliskich, nie myśli o niej i żyje tak, jakby nie wierzył w jej istnienie. Geijerstam pisze o bohaterze jednej ze swych powieści, że jego szczęście w znacznej mierze polegało na tym, że nigdy nie odczuł na serio lęku, by śmierć mogła spotkać jego samego czy jego bliskich.
Gdy zaś człowiek spotka się ze śmiercią, przejmuje go lęk, ale właśnie z biegiem czasu lęk ten tępieje, a niekiedy zupełnie ustępuje. Feliks Jabłczyński w noweli „Dookoła śmierci” przedstawił w przejmujący sposób, jak stopniowo zmniejsza się wrażliwość ludzka na śmierć; jak człowiek, w którego raz po raz trafia śmierć bliskich, reaguje na nią coraz inaczej, ale coraz to słabiej. Nawet zaś tym, co poznali śmierć innych, śmierć własna wydaje się najczęściej czymś dalekim i nierealnym: jest tak, jak gdyby działało jakieś urządzenie ochronne, broniące człowieka przed myślą o śmierci. Raczej rzadcy są ludzie jak Cyceron, który mówił, że myśl o śmierci zatruwa mu dnie i noce. Śmierć – wedle porównania teologa XVIII w., Massillona – jest jak horyzont: gdy idziemy naprzód, mamy złudzenie, że się oddala. Zwłaszcza, gdy prowadzimy życie czynne i zajęcia nie pozwalają nam o niej myśleć. I nieraz samo przychodzi to, czym pysznił się pisarz starożytny, mówiąc: zwyciężyłem obawę śmierci, która zwyciężyła zwycięzców ludzkości.
Nie ma rzeczy, która by miała określony ładunek szczęścia czy nieszczęścia, wszystko zależy od tego, jak się ją interpretuje. Dotyczy to także śmierci. Jeden widzi w niej koniec cierpień, inny – początek szczęśliwszego, zaziemskiego życia. Jeszcze inny w ogóle o niej nie myśli, nie pamięta.
Lęk przed śmiercią zdaje się być swoistym uczuciem lat dojrzałych, gdy siły człowieka są jeszcze w pełni, gdy ma jeszcze wiele rzeczy do dokonania, a myśl o śmierci stoi już przed nim z całą wyrazistością. Z wiekiem to napięcia zmniejsza się, a niekiedy znika. Ludzie, którzy go zaznali, myślą, że się go już nie pozbędą – ale tak nie jest. Jak inne uczucia, tak samo stępia się i to. Śmierć przestaje być straszna, gdy człowiek nasycił się już życiem i zmniejszyły się jego siły, a razem z nimi i ciekawość świata. Jak gdyby nie licząc nawet na uspokojenie, które człowiek sam sobie może zaordynować, natura sama ogranicza mu jego lęki. Zmęczenie życiem staje się silniejsze niż lęk przed śmiercią. Osiemdziesiąt lat życia – mówi pisarz współczesny – starczy, by zobaczyć wszystko: miłość i koniec miłości, ambicje i próżność ambicyj, szalone idee i uleczenie z nich. Lęk przed śmiercią przestaje już wtedy być żywy. Przywiązania, jakie jeszcze w sercu zostały, dotyczą przeważnie już tylko istot, które odeszły, i zdarzeń, które minęły. Dzieje się jak w kinematografie, gdzie widzowie, mając nawet prawo po skończonym przedstawieniu zostać jeszcze na następnym, nie korzystają zeń, bo wypędza ich nuda, gdy na ekranie ukazują się widziane obrazy i – jeden za drugim wstają, aby odejść [A. Maurois, za: W.Tatarkiewicz, tamże].
6. Przeszkody w szczęściu a filozofia
Szczęściu różnych ludzi stoją na drodze różne przeszkody i różne są sposoby, jakimi mogą je zwalczać. Jednym łatwiej będzie przemienić fizyczne, innym psychiczne warunki życia, jednym świat, innym siebie, jednym potrzebny będzie wysiłek, innym przeszkody usuną się same bez wysiłku. Teorie, jakie ludzie na ten temat tworzą, zarówno laicy, jak filozofowie, są budowane na podstawie własnego doświadczenia i mogą nie odpowiadać doświadczeniom innych ludzi.
Filozofia zwłaszcza w pewnych okresach swych dziejów, poświęcała się specjalnie temu zadaniu: by usunąć przeszkody stojące na drodze szczęściu ludzkiemu, a przynajmniej pocieszyć tych, co przeszkód usunąć nie mogą. Szczególniej na schyłku starożytności z „królowej nauk” świadomie przekształciła się w „nosicielkę pociechy”. Niosła pociechę najpierw w myśl stoików, a potem w myśl nauki chrześcijańskiej. Miała do rozporządzenia metafizyczne teorie, które mogły być pociechą w metafizycznych lękach i smutkach: mówiła, że w kosmosie istnieje harmonia ukryta – na pociechę tym, którzy nie mogą się w nim harmonii dopatrzyć; że istnieje wieczny powrót rzeczy – na pociechę tym, których smuci przemijanie i śmierć; że dzieje świata zakończone będą wtedy dopiero, gdy dojdzie on do doskonałości – na pociechę tym, którzy widzą, jak obecnie jest niedoskonały.
Wytworzył się w dobie hellenistycznej specjalny rodzaj literacko-filozoficzny: Consolatio philosophiae – „pociecha filozofii”. W książkach pod tym tytułem zestawiono to wszystko, co filozofia mogła powiedzieć na temat nieważności bólu i cierpienia, pozorności trosk i dolegliwości, wielkości dóbr człowiekowi dostępnych, mądrości i celowości świata, głębszego sensu życia, perspektyw trwałości istnienia. Te „konsolacje” starożytne Seneki, Cycerona i innych były próbami pomagania szczęściu ludzkiemu przez argumenty filozoficzne. O Consolatio philosophiae Boecjusza, najpopularniejszej z nich, najdłużej czytanej, wiemy, że przez wieki bywała dla tysięcy ludzi podręczną książką, służącą im rzeczywiście jako pociecha w strapieniach.
Co prawda Cyceron, sam twórca jednej z „konsolacji”, pisał w liście do przyjaciela, że cierpienia silniejsze są od wszelkiej pociechy i gdy na człowieka spadnie nieszczęście, nie pomogą mu książki i teorie [Cicero, za: W.Tatarkiewicz, tamże]. Sam się przyznawał, że ograniczona jest skuteczność „konsolacji” i filozofii dla szczęścia. Wszakże fakt, że to filozof i autor „pociechy” nie znajdował w filozofii pociechy, nie jest argumentem przeciw pociechom filozofii. Inna to bowiem umiejętność filozoficznie pisać, a inna przejmować się tym, co w filozoficznej książce napisane. Jedni umieją dobrze filozofii uczyć, a inni umieją wedle niej żyć. Jeden umie zbierać argumenty, a inni – oddawać im władzę nad sobą. Ci są pisarzami filozoficznymi, a inni filozofami, jeśli być filozofem to znaczy filozoficznie żyć. Cyceron był świetnym pisarzem filozoficznym, natomiast filozofem mógł być któryś z jego czytelników, który dzieł filozoficznych nie pisał i pozostał nieznany, ale który to, co przeczytał u Cycerona, wcielił w życie.
Nie tylko odpowiedzi na pytanie, jakie przeszkody stoją szczęściu na drodze, wymagają korekty. Wymaga jej także samo zwykłe pojęcie przeszkody. Mianowicie wymaga indywidualizacji i relatywizacji. Po pierwsze, wszystkie przeszkody są indywidualne: nie braki w ogóle są przeszkodą w szczęściu, lecz pewne określone braki, nie śmierć w ogóle, lecz śmierć kogoś bliskiego. Po wtóre zaś, wszelkie przeszkody są względne: są przeszkodami tylko dla pewnych ludzie w pewnych warunkach. Braki materialne są lub nie są przeszkodami zależnie od tego, w jakim zespole życiowym występują: szczęśliwa miłość czy powodzenie polityczne pozwolą ich wcale nie zauważyć. Są albo nie są przeszkodami zależnie od tego, na jakie dyspozycje trafią. Dyspozycje zaś są przeszkodami zależnie od tego, na jakie trafią warunki zewnętrzne. A tylko pewne braki i pewne niekorzystne dyspozycje przez to, że są przeszkodami dla bardzo wielu, wydają się przeszkodami dla wszystkich. Prawdą jest tylko to, że „pewne fakty są P (przeszkodą) w S (szczęściu) pewnych ludzi”.
Czyż jednak rzeczy takie, jak życie w niedostatku czy usposobienie depresyjne, nie są zawsze przeszkodami (P) w szczęściu (S)? Czy nie należy tych przeszkód rozumieć wedle formuły: „Jeżeli jest P, to nie ma S”? Jednakże formuła ta byłaby zbyt stanowcza. Trzeba ją zindywidualizować i zrelatywizować. O takich P można powiedzieć co najwyżej, że mają tendencję do wywoływania cierpienia, ale nie zawsze wywołują go tyle, by musiały stać się przeszkodą w szczęściu. Formuła ta wymaga w każdym razie klauzuli: „Jeżeli jest P, to nie ma S – o ile P jednakże nie trafi na przeciwdziałające mu czynniki”.