Od momentu podjęcia się opieki nad Mamą, minęło około 25 lat, interesowałam się problematyką ludzi starszych, dzisiaj, szybkimi krokami, zbliżam się do 70. (w pracy, ciągle pracuję, określają mnie jako "kobietę wiekową"), nadal interesuje mnie problematyka ludzi starszych, z tą różnicą, że obecnie jestem sama dla siebie niezwykle ciekawym materiałem badawczym. Przedstawiam Wam, moim zdaniem, ciekawy i użyteczny poradnik dla wszystkich, nie tylko, jak pisze autorka, początkujących staruszek…
Poradnik dla początkujących staruszek (za: H.Balicka-Kozłowska. W: M.Dziegielewska (red.) Przestrzeń życiowa i społeczna ludzi starszych. Biblioteka Edukacji Dorosłych, Łódź 2000).
Poradnik ten pisałam dla Naszej Myśli ? kontynuatorki przedwojennego pisma gimnazjum im. M. Konopnickiej. Byłe uczennice ? absolwentki z lat 1925-1949 (tj. obecnie w wieku 70-90 lat) należą do Stowarzyszenia Konopniczanek. Pisemko ukazuje się około 10 razy do roku w objętości 8 stron i w nakładzie 80-100 tysięcy egzemplarzy. Redaktorką jest Łucja Łopalewska-Rozumowa..
Dlaczego dałam taki durny tytuł? Chce to uzasadnić:
1. Poradnik? Przeważająca większość z nas lubi dawać innym dobre rady. Ja też chcę skorzystać z takiej okazji.
2. Dla początkujących? Każda z nas jest początkująca w pewnej, coraz późniejszej fazie starości. Jedna z nas doświadczają dopiero przekroczenia 70 lat (chyba już wszystkie Konopniczanki?), inne 80 lub więcej. To są coraz inne doświadczenia.
3. Staruszek? Chyba na złość sobie i Wam napisałam to ohydne słowo? Przecież żadna z nas nie jest staruszką! Ja już od wielu lat (a skończyłam 79) mówię z pewnym zdziwieniem: jest stara? my starzy? itp. Ale staruszką nie jestem i być nie chcę, bo to słowo w Polsce źle brzmi; dominuje w nim nuta politowania, niechęci. Albo brzmi dla nas śmiesznie; np. gdy czytamy: ?samochód potrącił 60-letnią staruszkę. Lekceważąco brzmi też słowo babcia, wypowiadane nie przez wnuki i najbliższą rodzinę. Może wiecie dlaczego istnieje dostojne słowo ?starzec? (np. rada starców ? starszyzna) a nie ma jego odpowiednika w formie żeńskiej? Chyba dlatego, że baby nigdy nie należały do starszyzny?
A teraz już dalej na poważnie. Pisać w lekkiej formie nigdy nie umiałam i już się nie nauczę, natomiast, jak potwierdzą niektórzy, jestem z natury nieco apodyktyczna. Tak więc o wiele łatwiej będzie mi się wypowiadać z domieszką apodyktycznego smrodka. Taka forma jest przyjęta w wielu poradnikach, zwłaszcza amerykańskich.
Myślę, że to was zbytnio nie zrazi, a może pobudzi do repliki. Tyle razy bezowocnie zachęcałam Was do dyskusji!
Bądźmy aktywne
Słyszałyście, zapewne dwa podobnie brzmiące słowa aktywność i aktywizacja (pobudzenie?). Przed laty pisałam w paru artykułach, że dobre starzenie się polega na podtrzymywaniu jak najdłużej malejącej z konieczności aktywności każdego człowieka. ?Aktywizacja? to zachęcanie starych ludzi (lub inwalidów) do aktywności w sposób nieco sztuczny. Jest ona trudna, na ogół kosztowna i nie zawsze skuteczna. To jakby mozolne, spóźnione leczenie zamiast profilaktyki.
Opowiadała mi kiedyś z dumą spotkana w pociągu ze Sztokholmu starsza Szwedka, jakie ma piękne mieszkanie, jak urządzone ? i że ostatnio kupiła sobie maszynę do zmywania. Na jedną osobę! ? rozumiecie? Pomyślałam sobie: jak już zupełnie zapomni do czego służą ręce, to zapisze się do ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie ją będą uczyć rozmaitych robótek i wypełniać pusty czas. Zwiedzałam w owym czasie w Szwecji i Danii wiele szpitali geriatrycznych i domów starców dla osób w lepszej kondycji. Personel opowiadał mi, że na ogół pensjonariusze w ciągu paru ? kilku miesięcy po zamieszkaniu w domu stają się niezaradni, apatyczni i niesprawni. Jasne! Nadmiar personelu spowodował, że byli obsługiwani z wielką przesadą. Stosowane w tych krajach od paru lat oszczędności spowodowały zmniejszenie się tej opieki ? chyba z korzyścią dla ich mieszkańców.
***
Aktywność każdej z nas powinna być zróżnicowana i wynikać z: naszej aktualnej sprawności, z zainteresowań oraz przyjętych na siebie obowiązków. Chodzi tu przede wszystkim o samoobsługę, która umożliwia każdemu staremu człowiekowi uniezależnić się od bezustannej pomocy innych osób. Na dalszym planie znajdują się rozmaite prace domowe: zakupy, gotowanie, sprzątanie, przepierki, reperacje itp. Konieczne jest także (choć dla każdego w innym wymiarze) podtrzymywanie stosunków towarzyskich, choćby tylko przez telefon albo korespondencyjnie. Nie mniej ważne są przechadzki, a także czytanie książek, pism i gazet o różnym stopniu trudności. Odnosi się to także do wyboru programów telewizyjnych i radiowych.
Każda z nas wie, że od czasu do czasu trzeba zrobić w domu generalne porządki. Nie mówię tu o przedświątecznym sprzątaniu, bo każda z nas postępuje w myśl zasady: mój dom świadczy o mnie. Gdy nie dajemy sobie rady, robią to za nas dzieci, wnuki lub jakaś kobieta. Chodzi mi o to, by niczego nie odkładać na później, w nieskończoność. Teraz mówię o segregacji ciuchów i innych przedmiotów (zostawić ? oddać ? wyrzucić), ale przede wszystkim książek, papierów i fotografii. U wielu z nas mieszkanie jest nieludzko zapchane tym papierowym chłamem, którego bez selekcji nie można wyrzucić, a przejrzeć się nie chce. Takie porządki są uciążliwe, bo wywołują nie tylko zmęczenie fizyczne, ale i znużenie psychiczne (konieczność nieustannego dokonywania wyboru).
Fotografie, przechowywane przez nas najczęściej w kopertach zalegających pudła lub szuflady lub też bez ładu i składu włożone do albumów (zwłaszcza te z dawnych lat), mówią coś tylko nam samym. Jeżeli chcemy je pozostawić potomkom (a należy!), trzeba bezwzględnie je podpisać: data, choćby przybliżona, miejscowość i kto na nich figuruje. Moim zdaniem spuścizna fotograficzna, nawet gdy jest jej niewiele, jest czymś, co po nas zostaje. Jeżeli nasze dzieci lub krewni nie interesują się tym, być może kiedyś, a raczej na pewno zaczną w drugim pokoleniu. Teraz na szczęście jest moda ?powrotu do korzeni?. Dlatego też zachęcam Was do sporządzenia drzewa genealogicznego Waszej rodziny choćby posiadało ono wiele luk; może je kiedyś ktoś w przyszłości uzupełni, gdy wszystko to z czasem ?omszeje?, nabierze wartości. Rewelacją dla mego syna było odkrycie pamiętników jego pradziadka, opisujących lata 1860-1925 oraz starych fotografii rodzinnych. Moje wspomnienia wojenne czytał z mniejszym zainteresowaniem (bo były za świeże?). Wnuczka nigdy na nie nie spojrzała, ale mam nadzieję, że kiedyś ona lub jej dzieci po nie sięgną.
Nie należy również odkładać w nieskończoność spotkań z przyjaciółmi. Licho nie śpi. Nie wiadomo, czy potem nie zamieni się w nigdy.
***
Trzeba przełamywać swoją często nieuzasadnioną nieruchawość i być aktywną ? w rozsądnych granicach. Przed kilku tygodni stałam przed dylematem: czy pojechać na kilka dni do Bratysławy, dokąd mnie serdecznie zapraszano? Zdecydowałam się przede wszystkim dlatego, by nie cofać się przed każdą trudnością i nieznanym. Wszystko okazało się łatwe prócz rozmowy. Moje miłe Słowaczki rozumiały mnie doskonale (jak ja przed wielu laty Czechów), a ja je słabo, ale głównie z uwagi na mój coraz gorszy słuch.
Głupotą jest bezpodstawna rezygnacja z czegoś (jedna rezygnacja pociąga z sobą następne!) ? jak również działanie impulsywne, ?bez głowy?. Należy zawsze na bieżąco oceniać swoje możliwości fizyczne i psychiczne oraz spodziewany wysiłek podczas realizacji trudniejszych zamierzeń. Zanim podejmiemy decyzję, np. remontu mieszkania (nie mówiąc już o jego zamianie), dalszego wyjazdu itp. Należy drobiazgowo przewidzieć (w ich właściwej skali) wszelkie możliwe trudności i zawczasu im zapobiec albo też nastawić się na ich przezwyciężenie. Życie jednak nas poucza, że wszystkie przewidzieć nie można. Na przykład kiedyś jadąc w Danii z Kopenhagi, położonej na wyspie Zelandii do Aarhus na półwyspie Jutlandzkim ? aby nie musieć się przesiadać z pociągu na statek, wybrałam podróż okrężną, tylko koleją, co trwało dłużej i było znacznie droższe. W drodze powrotnej wskutek strajku marynarzy promów kolejowych przesiadałam się wielokrotnie: pociąg, autobus, statek, autobus, pociąg, i to w pośpiechu (z bagażem).
cdn