Strona 1 z 1

Wolność i bezpieczeństwo

: śr 29 lis 2006 19:01
autor: Janina
Nowy dzień rozpoczęłam z uśmiechem, pomimo angielskiej mgły, uświadomiłam sobie, że jestem szczęściarą. Los nakreślił mi linię życia dla mnie najlepszą. Skąd wzięła się we mnie radość? W jednym z zamieszczonych tekstów napisałam, że jestem opoką rodziny, chyba coś w tym jest. Kiedyś pojechałam odwiedzić Ojca grób i Mamę, wróciłam do Wrocławia z Mamą – została ze mną do ostatnich chwil swego życia.
W sobotę zawiozłam rodzeństwu zbędne mi, a w dobrym stanie rzeczy. Okazało się, że siostra nagle straciła wzrok, szukała pomocy wśród znajomych na wsi w celu zawiezienia na ostry dyżur okulistyczny do Wrocławia, nie uzyskała jej. Ja się zjawiłam jak na zawołanie, zabrałam ją ze sobą. Dziękowała mi, całowała mnie, mówiła, że Bóg mnie przysłał do niej… odpowiedziałam, że raczej nasza Mama… Pojechałyśmy na ostry dyżur okulistyczny, lekarz stwierdził utratę wzroku w prawym oku, podejrzenie o jaskrę. Siostra otrzymała skierowanie na badanie neurologiczne, w szpitalu pełniącym ostry dyżur neurologiczny był zepsuty tomograf. W niedzielę badanie wykonano w szpitalu wojskowym, z opisu wynika, że siostra przeszła udar mózgu. Komórki odpowiedzialne za wzrok obumarły, utraciła widzenie w prawym oku. W poniedziałek zarejestrowałam siostrę do okulisty w celu ratowania słabego widzenia w oku lewym. Jakie szanse ma siostra na uratowanie oka lewego nie wiem, wizyta u okulisty odbędzie się w czwartek (30.11).
Jestem opoką rodziny! Ta niezwykłość losu kierująca mnie w stronę potrzebujących, czasami męcząca, czasami denerwująca, czasami zaskakująca, wzbogaca mnie wewnętrznie – zawsze zrodzi się we mnie coś nowego, mogę nawet powiedzieć (na podstawie doświadczeń), że każda trudna, czasami dramatyczna, sytuacja przynosiła nowe światło, wydawało się, że to już koniec…, byłam na dnie… po jakimś czasie wychodziłam odrobinę wyżej niż byłam przed upadkiem.
Tak jakoś jest w moim życiu – siostra miała Mamę, jej miłość, bezpieczeństwo a ja tkałam swoje życie samotnie, ale jakże stałam się silna i w trudnych sytuacjach nauczyłam się podejmować właściwe decyzje. Taką drogę życia wybrałam sama – niczego nie żałuję.
Często tęskniłam za bezpieczeństwem i ilekroć czułam się bezpiecznie, odczuwałam brak wolności. Dzisiaj wiem, że nie mogłam czuć się bezpiecznie i jednocześnie być wolna. Człowiek wolny może wybierać kierunki samorealizacji, otwierać nowe światy i nowe wymiary istnienia. I właśnie dlatego człowiek ceniący wolność nigdy nie może czuć się bezpiecznie.

Wolność i bezpieczeństwo - cd

: śr 26 wrz 2007 17:03
autor: Janina
Jak Georg Simmel [ za: Z. Bauman, Ponowoczesność jako źródło cierpień. Warszawa 2000] dawno już zauważył, wszelka wartość jest wartością o tyle tylko, o ile dla jej uzyskania trzeba wyrzec się innych wartości. Urok wolności olśniewa najbardziej wtedy, gdy wypada składać wolność na ołtarzu bezpieczeństwa. Gdy bezpieczeństwu przypada rola ofiary, wolność traci sporo ze swego pierwotnego blasku. Jeśli nuda bezbarwnych i monotonnych dni jest udręką obdarzonych bezpieczeństwem, bezsenne noce koszmarów przepełnione są męką ludzi wolnych. W obu przypadkach prawdziwą ofiarą pada spodziewane szczęście. Według Freuda "tak jesteśmy zrobieni, że tylko z kontrastu czerpać możemy dużo zadowolenia, a bardzo niewiele tylko ze stanu rzeczy". Jak mówi A. Kępiński "Obserwując przeżycia związane z zaspokajaniem potrzeb wynikających z pierwszego prawa biologicznego, odnosi się wrażenie, że życie polega na ustawicznym pulsowaniu, na oscylacji między stanem nasycenia i niedosytu" [ Obraz doświadczenia indywidualnego w koncepcji Antoniego Kępińskiego. [w:] K. Krzyżewski (red.) Doświadczenie indywidualne. Kraków 2003] i dalej A. Kępiński "Porządek, choćby utrzymujący się najdłużej, staje się w końcu męczący, człowiek chce się z niego wyzwolić, tęskni za czymś niezwykłym i nieprzewidzianym, za szaleństwem i nieograniczoną swobodą [Kępiński, 1996, s. 212, za: K. Krzyżewski (red.), tamże]. Dlaczego tak się dzieje? Bowiem "to, co nazywamy szczęściem… wynika z (najlepiej gwałtownego) zaspokojenia w znacznym stopniu hamowanej potrzeby, a więc ze swej natury może być tylko zjawiskiem epizodycznym" [za: Z. Bauman, tamże]. Z tego powodu wolność pozbawiona bezpieczeństwa nie zapewnia stałej dostawy szczęścia - podobnie jak bezpieczeństwo wyzbyte wolności. Zmiana układu, w jakim życie ludzkie upływa, rzadko kiedy, jeśli w ogóle kiedykolwiek, bywa krokiem na drodze ku powiększeniu szczęśliwości; to tylko tak się zdawać może - w ulotnym momencie przemiany. "Przewartościowanie wszystkich wartości" jest radosną, upojną chwilą, ale wartości już przewartościowane niekoniecznie gwarantują stan szczęśliwości.
Nie ma zysków bez strat i marzenie o radości zysku oczyszczonej z przykrości ofiary jest tak samo płynne, jak przysłowiowa nadzieja darmowego obiadu; ale zyski i straty związane z każdym z wielu możliwych układów ludzkiego współżycia trzeba troskliwie inwentaryzować, tak by można było zabiegać o ich możliwie najszczęśliwsze zrównoważenie - chociaż z trudem wywalczona trzeźwość sądu chroni nas przed marzeniami o bilansie zawierającym rubrykę "ma" bez rubryki "winien".
Moje życie, moja (auto)biografia prezentowana na stronie jest zbiorem drobnych i cząstkowych prób dokonania takiej właśnie inwentaryzacji.

: śr 09 sty 2013 7:55
autor: Janina
Wcześniej napisałam jestem „opoką rodziny”, minęło trochę czasu, sama potrzebowałam pomocy i… zostałam sama ze swoimi problemami, pokonałam je – choroba, lęk o utratę pracy i utrzymanie męża i siebie. Dokonałam bilansu swojego życia zawierającego rubrykę "ma" z rubryką "winien". W rubryce „winien” znalazł się nasz dorobek życia – mieszkania – moje mieszkanie przekazałam młodszemu synowi, przeprowadziliśmy się z mężem do jego jednopokojowego mieszkania, pierwsze trzy miesiące były dla mnie bardzo trudne. Ta trudna dla mnie decyzja sprawiła, że poczułam się wolna i… odrobinę bezpieczniej… dzisiaj w rubryce „ma” jestem ja i mąż, którym się opiekuję. Przez całe życie zabiegałam o rodzinę, bardzo chciałam mieć rodzinę, dużą rodzinę… pamiętam, jak moim marzeniem było wyjść za mąż, mieć dużo dzieci, kochającego męża i być „kurą domową”. Kapryśność losu sprawiła, że stało się inaczej, tęsknota za rodziną była we mnie do tej chwili, zaskakujące jest to, że dopiero teraz… u schyłku życia nie odczuwam braku rodziny i… jest mi z tym dobrze i czuję się wolna. Zresztą bez pracy (pieniędzy) i tak nie mogłabym pomagać rodzinie…
Jak pisze Bauman dzisiaj żadna posada nie jest na wieki poręczona, żadne stanowisko zabezpieczone przed kaprysami losu, żaden zawód odporny na ząb czasu, żadne umiejętności nie są wyposażone w gwarancje rynkowej wartości. Nabyte doświadczenie może się w mgnieniu oka przeobrazić z atutu w balast, a wstąpienie na drogę ponętnej dziś kariery może się jutro okazać krokiem samobójczym. „Prawa człowieka” w ich aktualnym ujęciu nie obejmują nabywania uprawnień do pracy najlepiej nawet wykonywanej, ani – mówiąc bardziej ogólnie prawa do troski i opieki z tytułu byłych zasług. Środki utrzymania, pozycja społeczna, uznanie użyteczności i godności własnej mogą być wszystkie wypowiedziane z dnia na dzień i bez uprzedzenia. W każdej grze są zwycięzcy i przegrani. Wszelako w grze zwanej wolnością, różnica między nimi bywa zatarta, a niekiedy znika całkowicie. Pokonani mogą czerpać otuchę z nadziei na odegranie się w przyszłości, podczas gdy radość wygranych mąci możliwość przyszłej klęski. Dla jednych i drugich wolność znaczy tyle, że niczego nie rozstrzygnięto raz na zawsze i że koło fortuny zawsze może się obrócić. Kapryśność losu pozbawia jednych i drugich pewności, co przyszłość przyniesie; ale niepewność ma różne dla nich znaczenia – przegranym powiada, że nie wszystko stracone, triumfatorom zaś szepce, że i złote trony nogi mają, być może, z gliny. W warunkach wolności ci, co stracili, mogą nigdy nie spaść na dno rozpaczy, a radość zwycięzców rzadko bywa bezchmurna. Ani jedni, ani drudzy, nie pogodziliby się łatwo z utratą wolności – ale ani jedni, ani drudzy nie zatykają uszu na syreni śpiew pewności, obiecującej wytrzebić trapiącą człowieka wolnego chorobą rozterki przez zabicie pacjenta [za: Z.Bauman, Ponowoczesność jako źródło cierpień, 2000].