Podejmowanie pytania czym jest wolność wydaje się przedsięwzięciem beznadziejnym. Natychmiast bowiem odwieczne sprzeczności i antynomie, które jakby tylko czyhały na tę chwilę uchwycenia istoty wolności lub jej przeciwieństwa (w zależności od podejścia do problemu) staje się równie niemożliwe jak zrozumienie kwadratury koła [za: Arendt, Co to jest wolność, w: Między czasem minionym a przyszłym, Warszawa 1994.]. W rozmowach o wszystkim – Wolność i bezpieczeństwo nie wyjaśniłam, co rozumiem przez wolność i bezpieczeństwo, i w dalszym ciągu nie podejmę próby wyjaśnienia wolności, ja po prostu zawsze czułam się wolna. Nigdy natomiast nie czułam się bezpiecznie, dlatego dążyłam do czegoś, czego nie mogłam mieć. Dzisiaj wiem, że moje bezpieczeństwo zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Nareszcie, zrozumiałam, tyle czasu mi to zajęło. W tekście o Wolności i bezpieczeństwie pisałam o chorobie mojej siostry, dzisiaj (30.11) po wizycie u lekarza okulisty została skierowana do punktu wyjścia, czyli do lekarza rodzinnego. Ta decyzja lekarzy wrocławskich przypomniała mi moją chorobę [tekst zamieszczony w linku Mama – Indywidualne sposoby walki z depresją]. Jednocześnie przypomniałam sobie sytuację sprzed 33 lat – miałam wówczas ok. 22 lat, mój pierworodny syn Tomasz niecałe dwa lata. Podczas kontrolnej wizyty u lekarza stwierdzono przepuklinę, uwierzyłam. Operacja, pobyt w szpitalu, przeguby rączek – rany (rączki przywiązane w celu lepszego gojenia się rany po operacji). Potem okazało się, że to nie była przepuklina tylko wodniak, która zanika do 7 roku życia. Pamiętam jak dziś zrobiłam wszystko co jest możliwe, aby mój syn nie odczuwał pobytu w szpitalu, opłaciłam nocne dyżury pielęgniarek, moja teściowa zapłacił za operację, a moje dziecko przeżyło niepotrzebną ingerencję w organizm, pierwszą rozłąkę z rodzicami i zanik zdobytej umiejętności chodzenia. Nigdy tego nie zapomnę. Po prostu nie potrafił chodzić. Naukę chodzenia rozpoczynałam od początku. Po roku następna wizyta u lekarza prowadzącego, gorączka, wysypka na ciele. Diagnoza: niezbędne przetoczenie krwi. Udałam się prywatnie do następnego lekarza, przerażona chorobą dziecka powiedziałam o diagnozie lekarza prowadzącego. Diagnoza została potwierdzona. Wróciłam do lekarza prowadzącego, nie zgodziłam się na oddanie dziecka do szpitala. Lekarz prowadzący powiedział, że dziecko umrze na moją prośbę. Już nie potrafiłam uwierzyć lekarzowi. Przeżyłam 7 dni i nocy czuwając nad życiem dziecka. Po tygodniu ustąpiła gorączka, wysypka na ciele bardziej się rozlała. Wizyta u lekarza, diagnoza: różyczka…
Wracając do wolności, gdyby człowiek był sam, wolność w ogóle nie mogłaby się pojawić. Być może człowiek doświadczałby swobody jako otwartości przestrzeni, zarówno zewnętrznej jak i wewnętrznej oraz pewnych możliwości, które zgodnie ze swą naturą mógłby w tych wymiarach realizować. Wolność wyrażałaby się zatem w przekonaniu (jak pisze T. Gadacz), że to „ja chcę”, ja mogę, że „ja” o sobie samym decyduję, wybieram i rozstrzygam. Jednak i w takim doświadczeniu, w którym wolność wydaje się być czymś przez nas posiadanym, wyrażającym nasze własne istnienie, musimy przynajmniej założyć istnienie drugiego człowieka.
Rozważania na temat wolności rozpoczęłam od słów H. Arendt (cytowanych przez T. Gadacza „O umiejętności życia”), rozmowę dzisiejszego dnia zakończę również z lektury tego filozofa, który cytuje określenie wolności wg J. Tischnera, jako sposobu istnienia dobra, ukazując głębsze moralne źródło wolności jako faktu międzyludzkiego. To źródło, w którym człowiek odkrywając, że jest wolny, a nie tylko ma wolność, jednocześnie doświadcza konieczności bycia odpowiedzialnym.
S. Kierkegaard pisał: „Jeżeli się spojrzy na nasze czasy, wydają się tak smutne; zastanawia się człowiek, czy istnieje jeszcze coś, co się nazywa odpowiedzialność, czy oznacza to jeszcze cokolwiek. Wszyscy chcą rządzić, nikt nie chce ponosić odpowiedzialności. Pamiętamy jeszcze świeżo francuskiego męża stanu, który kiedy mu ofiarowywano ponownie tekę, powiedział, że zgadza się na to, ale z zastrzeżeniem, że sekretarz stanu będzie ponosił odpowiedzialność. Król we Francji, jak wiadomo, nie jest odpowiedzialny, ale minister jest, minister nie chce być odpowiedzialny, ale chce być ministrem, sekretarz stanu nie chce być odpowiedzialny i ostatecznie kończy się na tym, że odpowiedzialni są nocni stróże i zamiatacze ulic” [S. Kierkegaard, Albo-albo, t. I., przekład J. Iwaszkiewicz, Warszawa 1976, s. 158-159].