Wiara, Nadzieja, Miłość
: ndz 13 kwie 2008 18:15
Jest z pewnością bardzo trudno określić naturę człowieka. Wykracza on poza wszelkie ramy nadawanych mu określeń przez swoje czyny, czasem bohaterskie, a czasem straszliwe, przez niezmierną różnorodność swego charakteru i zamierzeń, jakie usiłuje realizować, przez nie dającą się wyczerpać nowość swych dzieł i przez podziwu godną zdolność do regeneracji po każdym prawie swym upadku. Wszelkie wysiłki, by objąć pełnię jego istoty określeniem zadowalającym i adekwatnym, okazują się daremne. Do każdego rysu, który znajdujemy w jego istocie, można dobrać konkretne fakty, które zdają się dowodzić czegoś wręcz przeciwnego. I jest pewne, że w rzeczywistości człowieka i w dziejach ludzkości w ogóle istnieje wiele niezaprzeczalnych faktów, które choć realne i przezeń faktycznie spełniane, są przecież czymś niższym od jego prawdziwej natury. A równocześnie istnieje też w jego życiu niejeden fakt tak wzniosły i wyjątkowy, iż wydaje się, że wyznacza on chyba tylko pewien kierunek jego najbardziej szlachetnego rozwoju, a nie cel, który dałby się powszechnie zrealizować. (…) Istnieje pewien zbiór szczególnych wartości, które człowiek sobie ustala i usiłuje zrealizować, a nawet do ich realizowania czuje się powołany. Jakie to są wartości, to niełatwo powiedzieć. I jest możliwie, że ich ogół zmienia się w granicach ściśle określonych w zależności od poszczególnego typu człowieka i od epoki historycznej. Lecz mimo tej ewentualnej zmiany pozostaje pewien podstawowy zasób wartości, charakterystyczny dla danej epoki ludzkości. Nie polega on jednak na poszczególnych wartościach, ale na doborze zasadniczych kategorii wartości. Lecz nie tyle zasadnicze cechy tego zasobu kategorii wartości są istotne dla natury człowieka, ile raczej fakt, że człowiek w ogóle doznaje potrzeby, a nawet odczuwa konieczność posiadania i poznawania wartości tudzież ich realizowania, o ile to jest możliwe w ogóle i w szczególności w otaczającym go świecie. Bez bezpośredniego i intuicyjnego obcowania z wartościami, bez radości, jaką mu daje to obcowanie, człowiek jest głęboko nieszczęśliwy. Uszczęśliwia go natomiast urzeczywistnienie wartości i ulega ich szczególnemu urokowi. Nie chodzi tu przy tym – przynajmniej w pierwszym rzędzie – o wartości relatywne w odniesieniu do jego potrzeb życiowych (jak np. pożywienie) ani też w stosunku do jego przyjemności (jak np. dobre zdrowie lub rozkosz), lecz o wartości w swej immanentnej jakości absolutne, jakkolwiek ich realizacja zależy od twórczej siły człowieka, słowem: wartości moralne i wartości estetyczne [Roman Ingarden, Książeczka o człowieku, 2006]..
Lecz człowiek nie znajduje tych wartości po prostu w przyrodzie, w świecie materialnym. Musi wytworzyć realne wartości ich zaistnienia i ukazywania się w świecie. Dzięki szczególnej umiejętności przewidywania ich jakości wytwarza na podłożu świata realnego, przez odpowiednie przetworzenie niektórych rzeczy i wywołanie pewnych procesów, nowy świat – świat kultury ludzkiej, w którym wartości się ukazują. (…) Gdy moc duchowa człowieka słabnie lub zanika, warstwa Rzeczywistości Ludzkiej na świecie zdaje się zacierać i zanikać, a człowiek odkrywa oryginalne oblicze Przyrody – żywiołu w świecie go otaczającym i nawet w sobie samym, i czuje się wtedy opuszczony w świecie sobie obcym i straszliwym. Popada w prawdziwą rozpacz, czuje się odartym z wszelkiego sensu, który uczynił z niego – zwierzęcia – człowieka
Natura ludzka polega na nieustannym wysiłku przekraczania granic zwierzęcości tkwiącej w człowieku i wyrastania ponad nią człowieczeństwem i rolą człowieka jako twórcy wartości. Bez tej misji i bez tego wysiłku wyrastania ponad samego siebie człowiek zapada z powrotem i bez ratunku w swoją czystą zwierzęcość, która stanowi jego śmierć (R.Ingarden, 2006).
***
Być może rozpoczęłam zbyt wzniosłym/niezrozumiałym/ dla czytelnika tekstem, to tylko pierwsze wrażenie, zachęcam do przeczytania, książka jest trudna i zarazem prosta. Opisuje kim jest człowiek – każdy z nas – że istnieje „między”, żyje na granicy dwu bytów: Przyrody i specyficznie ludzkiego świata. Żyje na podłożu Przyrody, ale ją przekracza przez poznanie siebie i świata, jaki go otacza, oraz przez realizację wartości Dobra i Piękna. Gdy mu się to udaje, „pewny jest w swym duchu, że nie żyje nadaremnie”. Potrafi odnajdywać szczęście w nieszczęściu…, odkrywać sens w bezsensie…, cieszyć się z błahostek…
***
Wiara, Nadzieja, Miłość prowadziły mnie w dzieciństwie, młodości, dorosłości a dzisiaj poparte doświadczeniem, stały się dla mnie szczególnie cenne. Rozpocznę od Miłości – wierszem Krystyny Kunigiel-Jabłońskiej:
„Cierniową drogą kroczy samotnie codzienna życia zawiłość, wyciągnij ręce, otwórz ramiona, światu ofiaruj – Miłość”
Moja Miłość do Mamy przetrwała różne koleje życia i trwa do dzisiaj. Niestety, w dzieciństwie bardzo odczuwałam jej brak ze strony Mamy, dzisiaj rozumiem Mamę – gdy się urodziłam Mama miała 42 lata, dwoje starszych dzieci, męża nadużywającego alkoholu i 12-hektarowe gospodarstwo. Zabiegałam o Jej Miłość pomagając w pracach domowych, gdy osiągnęłam wiek szkolny, uczyłam się aby sprawić Mamie przyjemność; nie otrzymując Miłości jakiej oczekiwałam. Ojca nie lubiłam za to, że nie kochał Mamy tak jak na to zasługiwała; zdarzało się, że pod wpływem alkoholu bił Mamę; życzyłam mu śmierci. Zginął tragicznie, gdy miałam 10 lat; wyrzucałam sobie, że to przeze mnie; długo nie potrafiłam sobie z tym poradzić, widziałam Go wszędzie, bałam się zostać sama w domu. Byłam dzieckiem, którego nie oczekiwali. Byłam inna od mojego rodzeństwa, zostałam obdarzona wolą życia, zaradnością, mogę nawet powiedzieć, że pomimo licznych popełnionych błędów, wiedziałam czego chcę. Opuściłam dom rodzinny w poczuciu braku miłości, zrozumienia, żalu i osamotnienia. Będąc przekonana, że zbuduję swoją rodzinę, w której będzie miłość, szacunek, zrobię wszystko aby żyć inaczej. Wierzyłam w siebie, nie miałam problemów z nauką, prace, których się podjęłam nie sprawiały mi trudności; ponadto utożsamiałam się z bohaterami książek walczących o siebie i dobro. Wierzyłam, że znajdę Miłość.
W wieku 19 lat zakochałam się, wierzyłam, że znalazłam miłość. Przyjechałam do Mamy aby przedstawić przyszłego męża, Mamie się nie podobał, próbowała mnie ostrzec. Nie uwierzyłam. Do ślubu zamieszkałam w wynajętym mieszkaniu we Wrocławiu, w tamtych czasach nie do przyjęcia było mieszkanie razem bez ślubu. Wyszłam za mąż, zamieszkałam z teściami, urodziłam dwóch synów. Czy znalazłam miłość? Tak, moją miłością stały się dzieci. Czy byłam kochana przez męża? Na początku tak mi się wydawało; stopniowo zaczęłam zauważać różnicę między moją Mamą, prostą, zwykłą kobietą a życiem w rodzinie męża. Nie byłam przyzwyczajona do życia „na pokaz”, dzisiaj wiem, że większość ludzi gra swoje role [nie wchodzę w szczegóły mojego życia rodzinnego, gdyż opisałam je w poszczególnych tekstach na stronie]. Dzisiaj wiem, że zostałam wybrana przez męża i teściową tylko dlatego, że byłam biednym, zagubionym dziewczęciem, którym będzie można kierować. Po siedmiu latach nasze małżeństwo zaczęło się rozpadać. Rozwód. Rozwódka! Jakże trudne jest życie kobiety po rozwodzie – dzieci z rozbitego małżeństwa także nie mają łatwego życia.. Rozwódka nie otrzyma rozgrzeszenia od księdza, a tak bardzo potrzebowałam wsparcia – przestałam chodzić do kościoła, przestałam przyjmować księdza w domu (kolęda), który także nie koił moich ran, wręcz odwrotnie jego dobre rady sprawiały mi ból – jakże często zastanawiałam się czy jest Bóg. Rozwódka nie może liczyć na szacunek sąsiadów – jest zdana po prostu na siebie. Byłam biedna i samotna, z powodu strachu przed odmową lub odrzuceniem nie potrafiłam się przyznać nikomu co przeżywam. Byłam przekonana, że we mnie jest coś, co nie pozwala mnie kochać. Czułam się beznadziejnie, kobieta „nikt”, gdyby nie praca i syn, nie wiem czy umiałabym żyć. Ogromnym wsparciem psychicznym była dla mnie Lusia Kotlarek i Pani Gienia (poznałam je w pracy w WFS) – Pani Gienia zastąpiła mi brak Mamy, stała się moją drugą Mamą. Z wyprostowanym karkiem szłam wolnymi krokami do przodu. Aby utrzymać syna i siebie rzuciłam się w wir pracy, pracowałam na półtora etatu, w domu do późnych godzin nocnych przepisywałam teksty na maszynie. Syn i praca to było moje życie. Pracowałam za trzech, przyjmowałam wszystkie prace zlecane przez przełożonych, w tamtych czasach nikt mi nie przeszkadzał pracować, słyszałam, jak jesteś głupia to pracuj, nikt nie traktował mnie jako zagrożenie za „podnoszenie poprzeczki”, nie było „wyścigu szczurów”, nikt nie czuł się zagrożony, były to czasy „czy się śpi, czy się leży, pensja się należy”. Tak się „zakręciłam”, że nie potrafię siedzieć bezczynnie, mój organizm nauczył się bardzo szybko regenerować, nie potrzebuję długiego urlopu, wystarczy mi niedziela. Dzisiaj wiem, że miłości nie należy szukać na siłę, nie należy o nią zabiegać, ją się po prostu ma lub nie, czasami jest obok, tylko jej nie zauważamy, tak jak w moim przypadku – Mama mnie kochała, tylko inaczej niż ja oczekiwałam. Wiem też, że nie wolno się poddawać lękom, osądom, ulegać opiniom innym trzeba po prostu robić swoje i nie zbaczać z wytyczonej drogi.
Zapracowałam na miłość Mamy, opieka nad Nią przywróciła mi wiarę w siebie, tę sprzed lat, którą nabyłam w domu rodzinnym. Zapracowałam na szacunek sąsiadów, jesteśmy jak jedna rodzina.
„Człowiecza dola płatkami róży rzadko bywa usłana, kark zgina ciężar, tragedii brzemię wytrwać pomaga – Wiara” [Krystyna Kunigiel-Jabłońska].
Czy straciłam wiarę? Wręcz odwrotnie moja wiara jest silniejsza – wierzę, że czuwa nade mną Anioł Stróż [każdy posiada swego Anioła Stróża], po rozwodzie wszystkie trudne chwile spędzałam przy grobie Ojca, pokochałam go.
Zmarła moja Mama biologiczna i przybrana. Wierzę, że czuwają nade mną. Dzisiaj także przeżywam trudne chwile, jednak nie dotyczą one wątpliwości egzystencjalnych - nie zastanawiam się nad sensem życia, wiem kim jestem, wiem jak ogromną pracą uzyskałam wszystko to, co niektórzy po prostu dostają. Często zastanawiam się dlaczego nie potrafią się cieszyć z tego co mają. Może za łatwo im to przyszło i nie potrafią docenić? Dzisiaj zmagam się z chorobą męża i utrzymaniem mojej rodziny na tym samym poziomie. W tych zmaganiach pomaga mi wiara w Rodziców. Jako przykład mogę przytoczyć trudną sytuację finansową – jestem na emeryturze, ale ponieważ mężowi cofnięto rentę i jest na moim utrzymaniu, moja emerytura nie utrzyma nas dwoje, pracuję, przekroczyłam próg, muszę zapłacić karę. Nie wiedziałam skąd mam wziąć pieniądze na zapłacenie kary, byłam zła na los, zaczęłam się bać, uleczyła mnie rozmowa z Rodzicami, uspokoiłam się czekałam. Na drugi dzień przychodzi do mnie mój syn i przynosi pieniądze, nie wiedział o moim problemie, dał mi więcej niż oczekiwałam – utwierdził mnie w wierze. Przy tym był zaskoczył mnie swoją radością, że nareszcie wspomógł mnie w potrzebie. Jakże nie wierzyć w sprawczą moc wiary? Ta trudna chwila dała mi coś więcej niż utratę wartości materialnych, nie jestem sama, uświadomiła sobie jednocześnie, że jestem szczęściarą mam wspaniałego syna i pracę a żeby coś mieć najpierw trzeba włożyć, czyli dzisiaj uczciwie pracując i zapominając o blokadach, trzeba się liczyć z oddaniem nadwyżki innym. Zresztą muszę stwierdzić, że życie uczciwe wymaga nie lada wysiłku, ale w zamian ma się spokojny sen. Coś za coś. W życiu nie ma nic za darmo. Kocham swoje życie, nie zamieniłabym je na żadne inne.
„Płatki uwiędną, wiatr je rozrzuci, czas nosi czapkę złodzieja, wtedy, gdy bardzo mroczno na duszy ciemność rozjaśnia – Nadzieja” [Krystyna Kunigiel-Jabłońska].
Nauczyłam się odnajdywać szczęście w nieszczęściu…, odkrywać sens w bezsensie…, cieszyć się z błahostek. Nadzieja nigdy nie umiera. Mam nadzieję, że Opatrzność pozwoli mi unosić rodzinę na swoich skrzydłach w dalszych etapach życia.
Lecz człowiek nie znajduje tych wartości po prostu w przyrodzie, w świecie materialnym. Musi wytworzyć realne wartości ich zaistnienia i ukazywania się w świecie. Dzięki szczególnej umiejętności przewidywania ich jakości wytwarza na podłożu świata realnego, przez odpowiednie przetworzenie niektórych rzeczy i wywołanie pewnych procesów, nowy świat – świat kultury ludzkiej, w którym wartości się ukazują. (…) Gdy moc duchowa człowieka słabnie lub zanika, warstwa Rzeczywistości Ludzkiej na świecie zdaje się zacierać i zanikać, a człowiek odkrywa oryginalne oblicze Przyrody – żywiołu w świecie go otaczającym i nawet w sobie samym, i czuje się wtedy opuszczony w świecie sobie obcym i straszliwym. Popada w prawdziwą rozpacz, czuje się odartym z wszelkiego sensu, który uczynił z niego – zwierzęcia – człowieka
Natura ludzka polega na nieustannym wysiłku przekraczania granic zwierzęcości tkwiącej w człowieku i wyrastania ponad nią człowieczeństwem i rolą człowieka jako twórcy wartości. Bez tej misji i bez tego wysiłku wyrastania ponad samego siebie człowiek zapada z powrotem i bez ratunku w swoją czystą zwierzęcość, która stanowi jego śmierć (R.Ingarden, 2006).
***
Być może rozpoczęłam zbyt wzniosłym/niezrozumiałym/ dla czytelnika tekstem, to tylko pierwsze wrażenie, zachęcam do przeczytania, książka jest trudna i zarazem prosta. Opisuje kim jest człowiek – każdy z nas – że istnieje „między”, żyje na granicy dwu bytów: Przyrody i specyficznie ludzkiego świata. Żyje na podłożu Przyrody, ale ją przekracza przez poznanie siebie i świata, jaki go otacza, oraz przez realizację wartości Dobra i Piękna. Gdy mu się to udaje, „pewny jest w swym duchu, że nie żyje nadaremnie”. Potrafi odnajdywać szczęście w nieszczęściu…, odkrywać sens w bezsensie…, cieszyć się z błahostek…
***
Wiara, Nadzieja, Miłość prowadziły mnie w dzieciństwie, młodości, dorosłości a dzisiaj poparte doświadczeniem, stały się dla mnie szczególnie cenne. Rozpocznę od Miłości – wierszem Krystyny Kunigiel-Jabłońskiej:
„Cierniową drogą kroczy samotnie codzienna życia zawiłość, wyciągnij ręce, otwórz ramiona, światu ofiaruj – Miłość”
Moja Miłość do Mamy przetrwała różne koleje życia i trwa do dzisiaj. Niestety, w dzieciństwie bardzo odczuwałam jej brak ze strony Mamy, dzisiaj rozumiem Mamę – gdy się urodziłam Mama miała 42 lata, dwoje starszych dzieci, męża nadużywającego alkoholu i 12-hektarowe gospodarstwo. Zabiegałam o Jej Miłość pomagając w pracach domowych, gdy osiągnęłam wiek szkolny, uczyłam się aby sprawić Mamie przyjemność; nie otrzymując Miłości jakiej oczekiwałam. Ojca nie lubiłam za to, że nie kochał Mamy tak jak na to zasługiwała; zdarzało się, że pod wpływem alkoholu bił Mamę; życzyłam mu śmierci. Zginął tragicznie, gdy miałam 10 lat; wyrzucałam sobie, że to przeze mnie; długo nie potrafiłam sobie z tym poradzić, widziałam Go wszędzie, bałam się zostać sama w domu. Byłam dzieckiem, którego nie oczekiwali. Byłam inna od mojego rodzeństwa, zostałam obdarzona wolą życia, zaradnością, mogę nawet powiedzieć, że pomimo licznych popełnionych błędów, wiedziałam czego chcę. Opuściłam dom rodzinny w poczuciu braku miłości, zrozumienia, żalu i osamotnienia. Będąc przekonana, że zbuduję swoją rodzinę, w której będzie miłość, szacunek, zrobię wszystko aby żyć inaczej. Wierzyłam w siebie, nie miałam problemów z nauką, prace, których się podjęłam nie sprawiały mi trudności; ponadto utożsamiałam się z bohaterami książek walczących o siebie i dobro. Wierzyłam, że znajdę Miłość.
W wieku 19 lat zakochałam się, wierzyłam, że znalazłam miłość. Przyjechałam do Mamy aby przedstawić przyszłego męża, Mamie się nie podobał, próbowała mnie ostrzec. Nie uwierzyłam. Do ślubu zamieszkałam w wynajętym mieszkaniu we Wrocławiu, w tamtych czasach nie do przyjęcia było mieszkanie razem bez ślubu. Wyszłam za mąż, zamieszkałam z teściami, urodziłam dwóch synów. Czy znalazłam miłość? Tak, moją miłością stały się dzieci. Czy byłam kochana przez męża? Na początku tak mi się wydawało; stopniowo zaczęłam zauważać różnicę między moją Mamą, prostą, zwykłą kobietą a życiem w rodzinie męża. Nie byłam przyzwyczajona do życia „na pokaz”, dzisiaj wiem, że większość ludzi gra swoje role [nie wchodzę w szczegóły mojego życia rodzinnego, gdyż opisałam je w poszczególnych tekstach na stronie]. Dzisiaj wiem, że zostałam wybrana przez męża i teściową tylko dlatego, że byłam biednym, zagubionym dziewczęciem, którym będzie można kierować. Po siedmiu latach nasze małżeństwo zaczęło się rozpadać. Rozwód. Rozwódka! Jakże trudne jest życie kobiety po rozwodzie – dzieci z rozbitego małżeństwa także nie mają łatwego życia.. Rozwódka nie otrzyma rozgrzeszenia od księdza, a tak bardzo potrzebowałam wsparcia – przestałam chodzić do kościoła, przestałam przyjmować księdza w domu (kolęda), który także nie koił moich ran, wręcz odwrotnie jego dobre rady sprawiały mi ból – jakże często zastanawiałam się czy jest Bóg. Rozwódka nie może liczyć na szacunek sąsiadów – jest zdana po prostu na siebie. Byłam biedna i samotna, z powodu strachu przed odmową lub odrzuceniem nie potrafiłam się przyznać nikomu co przeżywam. Byłam przekonana, że we mnie jest coś, co nie pozwala mnie kochać. Czułam się beznadziejnie, kobieta „nikt”, gdyby nie praca i syn, nie wiem czy umiałabym żyć. Ogromnym wsparciem psychicznym była dla mnie Lusia Kotlarek i Pani Gienia (poznałam je w pracy w WFS) – Pani Gienia zastąpiła mi brak Mamy, stała się moją drugą Mamą. Z wyprostowanym karkiem szłam wolnymi krokami do przodu. Aby utrzymać syna i siebie rzuciłam się w wir pracy, pracowałam na półtora etatu, w domu do późnych godzin nocnych przepisywałam teksty na maszynie. Syn i praca to było moje życie. Pracowałam za trzech, przyjmowałam wszystkie prace zlecane przez przełożonych, w tamtych czasach nikt mi nie przeszkadzał pracować, słyszałam, jak jesteś głupia to pracuj, nikt nie traktował mnie jako zagrożenie za „podnoszenie poprzeczki”, nie było „wyścigu szczurów”, nikt nie czuł się zagrożony, były to czasy „czy się śpi, czy się leży, pensja się należy”. Tak się „zakręciłam”, że nie potrafię siedzieć bezczynnie, mój organizm nauczył się bardzo szybko regenerować, nie potrzebuję długiego urlopu, wystarczy mi niedziela. Dzisiaj wiem, że miłości nie należy szukać na siłę, nie należy o nią zabiegać, ją się po prostu ma lub nie, czasami jest obok, tylko jej nie zauważamy, tak jak w moim przypadku – Mama mnie kochała, tylko inaczej niż ja oczekiwałam. Wiem też, że nie wolno się poddawać lękom, osądom, ulegać opiniom innym trzeba po prostu robić swoje i nie zbaczać z wytyczonej drogi.
Zapracowałam na miłość Mamy, opieka nad Nią przywróciła mi wiarę w siebie, tę sprzed lat, którą nabyłam w domu rodzinnym. Zapracowałam na szacunek sąsiadów, jesteśmy jak jedna rodzina.
„Człowiecza dola płatkami róży rzadko bywa usłana, kark zgina ciężar, tragedii brzemię wytrwać pomaga – Wiara” [Krystyna Kunigiel-Jabłońska].
Czy straciłam wiarę? Wręcz odwrotnie moja wiara jest silniejsza – wierzę, że czuwa nade mną Anioł Stróż [każdy posiada swego Anioła Stróża], po rozwodzie wszystkie trudne chwile spędzałam przy grobie Ojca, pokochałam go.
Zmarła moja Mama biologiczna i przybrana. Wierzę, że czuwają nade mną. Dzisiaj także przeżywam trudne chwile, jednak nie dotyczą one wątpliwości egzystencjalnych - nie zastanawiam się nad sensem życia, wiem kim jestem, wiem jak ogromną pracą uzyskałam wszystko to, co niektórzy po prostu dostają. Często zastanawiam się dlaczego nie potrafią się cieszyć z tego co mają. Może za łatwo im to przyszło i nie potrafią docenić? Dzisiaj zmagam się z chorobą męża i utrzymaniem mojej rodziny na tym samym poziomie. W tych zmaganiach pomaga mi wiara w Rodziców. Jako przykład mogę przytoczyć trudną sytuację finansową – jestem na emeryturze, ale ponieważ mężowi cofnięto rentę i jest na moim utrzymaniu, moja emerytura nie utrzyma nas dwoje, pracuję, przekroczyłam próg, muszę zapłacić karę. Nie wiedziałam skąd mam wziąć pieniądze na zapłacenie kary, byłam zła na los, zaczęłam się bać, uleczyła mnie rozmowa z Rodzicami, uspokoiłam się czekałam. Na drugi dzień przychodzi do mnie mój syn i przynosi pieniądze, nie wiedział o moim problemie, dał mi więcej niż oczekiwałam – utwierdził mnie w wierze. Przy tym był zaskoczył mnie swoją radością, że nareszcie wspomógł mnie w potrzebie. Jakże nie wierzyć w sprawczą moc wiary? Ta trudna chwila dała mi coś więcej niż utratę wartości materialnych, nie jestem sama, uświadomiła sobie jednocześnie, że jestem szczęściarą mam wspaniałego syna i pracę a żeby coś mieć najpierw trzeba włożyć, czyli dzisiaj uczciwie pracując i zapominając o blokadach, trzeba się liczyć z oddaniem nadwyżki innym. Zresztą muszę stwierdzić, że życie uczciwe wymaga nie lada wysiłku, ale w zamian ma się spokojny sen. Coś za coś. W życiu nie ma nic za darmo. Kocham swoje życie, nie zamieniłabym je na żadne inne.
„Płatki uwiędną, wiatr je rozrzuci, czas nosi czapkę złodzieja, wtedy, gdy bardzo mroczno na duszy ciemność rozjaśnia – Nadzieja” [Krystyna Kunigiel-Jabłońska].
Nauczyłam się odnajdywać szczęście w nieszczęściu…, odkrywać sens w bezsensie…, cieszyć się z błahostek. Nadzieja nigdy nie umiera. Mam nadzieję, że Opatrzność pozwoli mi unosić rodzinę na swoich skrzydłach w dalszych etapach życia.